niedziela, 11 stycznia 2015

McDonald's ZA CMENTARZEM

"Na tej fali markowej manii wypłynął nowy gatunek biznesmena, ktoś, kto poinformuje Cię z dumą, że marka X to nie produkt, lecz sposób na życie, światopogląd, zespół wartości, wizja, idea. Brzmi to naprawdę wspaniale - o wiele lepiej, niż gdyby powiedzieć, że marka X to śrubokręty, hamburgery albo para dżinsów, czy nawet szczególnie udanych butów do biegania" - Naomi Klein


W roku 1989 Polską przestali rządzić bardzo źli ludzie popularnie nazywani przez wszystkich komuchami, a ich miejsce zajęli ludzie dobrzy i szlachetni, popularnie zwani przez wszystkich komuchami. Od tego czasu zaczęły się u nas rozwijać wszystkie nurty symbolizujące wolność. Bezrobocie, dzięki któremu możemy uwolnić się od obowiązku pracy, wolne wybory, w których decydujemy kto przez najbliższe cztery lata będzie zatrudniał Balcerowicza, ale najważniejsza rzecz to zniknięcie granic i możliwość posiadania paszportów w domu, dzięki czemu możemy jeździć do Niemiec po auto, do Włoch na truskawki czy do Anglii na zmywak.


Inna rzecz jaka pojawiła się w Polsce po przemianach w 1989r. to konsumpcyjny styl życia, który pozwala nam podnosić własne ego poprzez kupowanie sobie zupełnie niepotrzebnych rzeczy, które natychmiast po zakupie tracą na swojej wartości. Symbolem tego stylu życia są dwa złociste łuki na czerwonym tle, na którym wcześniej podobną barwą błyszczał młot z sierpem. Kilka lat temu co prawda tło zmieniło kolor, ale nie o tym dzisiaj przecież miałem pisać.


Cieszyn nie chciał nigdy być gorszy od innych miast i zawsze lokalna społeczność domagała się aby słynna "restauracja" McDonald's pojawiła się również nad Olzą. Niestety póki tej świątyni zachodniej cywilizacji u nas nie było to musieliśmy jeździć na pielgrzymki żeby uchylić czoła przed wielkim Klaunem Ronaldem. W czasach złej komuny najbliżej nam było do Berlina, później po upadku żelaznej kurtyny odgrzewalnie mrożonych kanapek zaczęły pojawiać się coraz bliżej nas.



Najpierw był Budapeszt, później Warszawa na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Pamiętam jak jechaliśmy tam pociągiem z kolegą i jego rodzicami, którzy pracowali w PKP przez co nie musieliśmy płacić za bilet i wycieczka do stolicy na zestaw Big Maca miała sens. Sporo radości mieliśmy jak mama od kolegi powiedziała, że nie zje tak dużej kanapki i rozłożyła sobie big maca na dwie części.


Lata leciały, a Polska się rozwijała, McDonald's w Krakowie na Floriańskiej, Burger King w Lublinie, a w Katowicach Pizza Hut. W końcu jednak do stolicy Śląska również zawitał klaun, w Cieszynie działał wtedy jeszcze PKS, dyrktorem był Leszek Podżorski, a autobusy do Katowic odjeżdżały 10 minut po każdej godzinie. Podróż trwała półtorej godziny, a jak dyspozytor na dyżurce miał pół litra i polał kierowcy to dojeżdżało się nawet w godzinę i 15 minut. Z dworca autobusowego na Piotra Skargi jest dwie minuty piechotą do McDonald's-a na Stawowej więc wszystkie sobotnie wycieczki po buty do Iga Sportu czy po koszulki do Yankesa zawsze zaczynały się od powiększonego zestawu. Kiedyś nawet założyłem się z kumplem, że zjem 20 hamburgerów w godzinę, pojechaliśmy specjalnie do Katowic i przegrałem, 17 to było wszystko co potrafiłem wchłonąć.


Później nastąpił przełom, powstał McDonald's w Ostravie, a kursy walut i przepisy celne powodowały, że buty w Czechach były znacznie tańsze niż w Polsce. Całe centrum Ostravy zapełniło się wtedy sklepami Nike, Adidas i Reebok, jechało się pociągiem do stacji Vitkovice i dalej tramwajem do centrum, a w maku zawsze można było spotkać kogoś z Cieszyna. Byłem tam na zakupach chyba milion razy, ale tylko raz nie jadłem u klauna ani w KFC bo robiłem sobie kolczyk w języku i nie mogłem jeść.


No i nie można zapomnieć o Czechowicach, tam się kiedyś jeździło do kina bo filmy zawsze leciały miesiąc wcześniej niż w Cieszynie, ale czasami jedynym celem wycieczki był McDrive. Raz jak nie miałem jeszcze prawa jazdy to wziąłem malucha i powiedziałem mamie, że jadę poćwiczyć na bramki, a pojechałem z kumplem na big maca, maluch zepsuł się nam na światłach pół kilometra przed celem, ale dopchaliśmy go jakoś i zadzwoniliśmy po pomoc. Innym razem kolega wziął od rodziców Poloneza Trucka i pojechaliśmy w siedem osób, dwaj legalnie, a reszta na pace, tym razem auto zgasło pod Bielskiem, ale coś podłubaliśmy pod maską i odpaliło w końcu. Najgorzej tylko, że obok nas pod McDonaldem zaparkował radiowóz i musieliśmy prawie godzinę siedzieć tam na pace zanim odjechał.


Później już było coraz bliżej, Bielsko, Frydek-Mistek, Jasienica, ale cały czas powstawały mity legendy, domysły i spekulacje na temat otwarcia makkwaka w Cieszynie. Mówiło się o budynku gdzie na rynku jest PZU, o jakimś miejscu na Stawowej, o moście przyjaźni pod zamkiem, o Boguszowicach, a ostatnio o placu obok biedronki na rogu Wiejskiej i Katowickiej. W końcu jednak stało się, nasz sen o potędze się ziścił, wuj Sam postanowił nas uszczęśliwić i na Katowickiej za cmentarzem rozpoczęła się budowa tej świątyni prestiżu i wysokiej klasy jedzenia. Niestety ja już wyrosłem z młodzieńczej fascynacji klaunem i nie jadam w McDonald's bo się tym brzydzę, ale jestem pewien, że inwestor nie zawiedzie się na młodych pokoleniach użytkowników ajfona zapatrzonych jak w obrazek we wszystko co przypomina lepszy świat, w którym zamiast pierogów, żaglówki na Mazurach i krowy wyjącej pod domem jest rap, mecze NBA i strzelaniny gangów w gettcie.


Nie zmienia to faktu, że dorośli też czasami z braku wyboru jedzą w McDonald's, ale często też się zdarza, że wykorzystują tą "restaurację" do wyrażenia swojego sprzeciwu wobec narzucanego nam na każdym kroku zachodniego stylu życia. Ciekawe czy cieszyński punkt tej słynnej sieci poza pokoleniem ludzi otyłych stworzy również pokolenie antyglobalistów rozmawiających ze światem za pomocą kamienia i butelki z benzyną. Tak czy inaczej życząc smacznego polecam wszystkim film Super Size Me dostępny w całości na youtube z polskim lektorem.

https://www.youtube.com/watch?v=xcFcaHbxak8  

piątek, 9 stycznia 2015

ORSZAK TRZECH KRÓLI


Uczestnictwo w tego typu imprezach to zupełnie nie moja bajka, ale idąc we wtorek na kawusię bardzo pozytywnie zaskoczyłem się tym co zobaczyłem na rynku. Ludzi tak dużo, że nie da się przecisnąć momentami, kapela gra kolendy, na kilkunastu straganach sprzedawane jest rękodzieło i domowe produkty, góral siedzi na bryczce, do której zaprzęgnięte są dwa konie, kuchnia polowa rekonstruktorów 4 PSP rozdaje darmową grochówkę i herbatę. Dzieci biegają, dorośli plotkują, wszyscy są uśmiechnięci i wyraźnie zadowoleni ze spędzanego tutaj popołudnia.


Przeszedłem bliżej w stronę sceny i załapałem się jeszcze na końcówkę wystawianych jasełek, w których tym razem w rolę trzech króli wcielił się obecny burmistrz miasta, starosta naszego powiatu oraz dyrektor cieszyńskiej oświaty.



Nie jest łatwo w styczniu wyciągnąć ludzi z domów, w Pradze w tym miesiącu hotele czterogwiazdkowe kosztują nawet poniżej 70zł za dwie osoby ze śniadaniem, a i tak turystów jest o połowę mniej niż w innych miesiącach. Należą się więc szczere gratulacje dla wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że cieszyński rynek udało się w ten dzień zapełnić ludźmi.


Pewnie wielu z was podobnie jak ja uważa, że święto Trzech Króli nie powinno być dniem wolnym od pracy, ale na to niestety mamy niewielki wpływ, a skoro już ten dzień jest w Polsce wolny to lepiej niech wypełniają go właśnie takie inicjatywy, a nie siedzenie przed telewizorem czy internetem.


Ekipa z kuchni polowej pracowała na pełnych obrotach, gdyby mieli po cztery ręce to grochówkę i herbatę rozdawaliby jeszcze dwa razy szybciej.


No i oczywiście szacuneczek dla muzykantów, których sobie obserwuję już od dawna i grają coraz lepiej.



Wielkie też gratulacje dla pań z Koła Gospodyń Wiejskich w Dębowcu, których produkty sprzedały się prawie wszystkie. Ja byłem z tym kołem na wycieczce w Tarnowskich Górach jakieś 30 lat temu i już wtedy wszystkie ich wyroby były pyszne.