sobota, 27 lutego 2016

PAMIĘĆ O ADOLFIE "BOLKO" KANTORZE CIĄGLE ŻYWA


   Adolf "Bolko" Kantor to jedna z barwniejszych postaci na Śląsku Cieszyńskim w XX stuleciu. Żyjący w latach 1910-1992 człowiek-instytucja przez całe swoje dorosłe życie prowadził czynną aktywność najpierw jako bokser, później walcząc na frontach II wojny światowej, a po wojnie jako propagator sportu, zdrowego trybu życia i poszanowania przyrody.


   Jeśli komuś nie jest dobrze znana jego postać to warto przeczytać skrócony życiorys na stronie KS Piast - Odszedł człowiek legenda - albo przynajmniej w wikipedii - Adolf Kantor


   Po błyskotliwej karierze sportowej, epizodzie w filmie, bohaterskiej postawie na wojnie, wyróżnieniu otrzymanym z rąk przezydenta USA, po całkowitym oddaniu się bezinteresownej pracy z młodzieżą, po osiągnięciu ładnego wieku 82 lat przyszedł czas na śmierć w zapomnieniu i pogrzeb przy garstce bliskich ludzi, bez udziału oficjalnych reprezentacji władz czy innych instytucji.


   W przyszłym roku minie ćwierć wieku od jego śmierci, ale jednak kilka lat temu pamięć o nim odżyła, a pozytywny wizerunek lokalnego bohatera w ostatnich latach ciągle się umacnia dzięki rosnącemu gronu osób ulegających pięknu jego postawy życiowej. Jest ulica nazwana jego imieniem, gadający kamień przy placu Wolności opowiadający historię jego życia...


   Najpierw był spektakl teatralny wystawiony przez nieistniejącą już dzisiaj amatorską grupę teatralną CST. We wrześniu 2008 roku postać Adolfa "Bolko" Kantora została wspomniana podczas premiery spektaklu "Bolko Kantor", która odbyła się w nieprzypadkowym miejscu bo w sali słynnej restauracji "Pod Brunatnym Jeleniem" gdzie przed wojną odbywały się właśnie walki bokserskie między innymi z udziałem naszego bohatera.


   Jesienią 2014 roku w Ustroniu na ścianie budynku szkoły podstawowej powstał liczący sobie kilkadziesiąt metrów kwadratowych mural autorstwa Dariusza Paczkowskiego przedstawiający sylwetkę młodego Kantora, który elegancko wpisał się w przestrzeń miasta zmuszając dodatkowo przewodników prowadzących autokarowe grupy turystów do wspomnienia przynajmniej w kilku zdaniach o działalności Adolfa Kantora na Śląsku Cieszyńskim.


   Na fali sukcesów cieszyńskiego zawodnika mieszanych sztuk walki MMA, Jana Błachowicza, w maju 2015 roku w hali widowiskowo - sportowej w Cieszynie została zorganizowana gala tego typu walk, która swą nazwą nawiązywała do nazwiska cieszyńskiego boksera.


   W sierpniu 2015 roku działający w Cieszynie hostel "3 Bros" organizując imprezę integracyjną dla zagranicznych studentów przebywających w naszym mieście na Letniej Szkole Językowej postanowił po raz któryś już z kolei przybliżyć obcokrajowcom postać z jakiej Cieszyn może być dumny, tym razem padło właśnie na "Bolko" Kantora, a z uwagi na datę bliską 105 rocznicy jego urodzin impreza takim właśnie imieniem została nazwana.


   Najbardziej jednak póki co imię Adolfa "Bolko" Kantora rozsławił Andrzej Drobik, który pokusił się najpierw o napisanie o nim książki biograficznej, która w 2015 roku ukazała się pod tytułem "Bolko Kantor. Prawy prosty.", a następnie na jej podstawie napisał też scenariusz do filmu pod tym samym tytułem, na który sam postarał się o uzbieranie środków poprzez portal "Polak Potrafi" i jeszcze tego samego roku 2015 odbyła się premiera fabularyzowanego dokumentu "Bolko Kantor - prawy prosty".


   Mój dziadek znał dobrze Adolfa, byli w podobnym wieku, obaj udzielali się w sporcie, często współpracowali, w ostatniej dekadzie życia mieszkali bardzo blisko siebie, miałem więc jako dziecko to szczęście, że kilka razy spotkałem słynnego boksera osobiście. Na pogrzebie nie byłem bo mój dziadek już wtedy nie żył, zmarł rok wcześniej, a ja wchodziłem wtedy w taki wiek, że inne rzeczy mi były w głowie. Wiele lat później nie mogłem sobie więc pozwolić żeby nie kupić biletu na premierę spektaklu o Adolfie, a na premierę filmu było łatwiej bo dostałem zaproszenie. Muszę szczerze przyznać, że cieszą mnie wszystkie inicjatywy podtrzymujące pamięć o tej niezwykłej postaci i każdej kolejnej takiej inicjatywie będę kibicował.


ADRIAN PLATKOVSKY - ARTYSTA Z CIESZYNA W WIELKIM ŚWIECIE



   Adriana znam od wielu lat, jeśli ja reprezentuję pierwsze pokolenie cieszyńskiego hiphopu to on reprezentuje drugie, kilka lat różnicy wieku jednak nie przeszkadzało nigdy we wspólnym realizowaniu podobnych zainteresowań. Czas jednak leci nieubłaganie, z pewnych młodzieńczych pasji się wyrasta, a zaczyna się zajmować czymś bardziej ambitnym. Często też jednak te młodzieńcze pasje mają wpływ na to jaką drogę obierzemy sobie w życiu dorosłym. Hiphop to muzyka rap, sztuka dj-ingu, taniec break dance i malowanie graffiti, każdy młody propagator tej kultury liznął wszystkich z tych elementów i u wielu któryś z nich ukierunkował przyszłą drogę przez życie w świecie nawet niekoniecznie związanym już z hiphopem. U Adriana, na którego mówiliśmy w Cieszynie Endor było to właśnie graffiti, które od klasycznego biegania w nocy po mieście z puszką aerozolu ewoluowało do bardzo szerokiej gamy możliwości ekspresji artystycznej, którą mieszkający od kilku lat w Oslo artysta stara się realizować we wszystkich miejscach gdzie tylko się pojawia. Efektem tego podejścia jest projekt Backpack, który doczekał się już swych odsłon w wielu miejscach na świecie, a finalnie pojawi się również w Cieszynie.



Oto jak sam autor opisuje ten właśnie projekt: "Project Backpack to zbiór trzydziestu płócien o wymiarach 15 x 15 cm ukazujących formy geometryczne, tworzące abstrakcyjną kompozycję. Powstanie „Backpacku” inspirowane jest ideą artystycznej podróży, w trakcie której, praca prezentowana jest w różnych przestrzeniach i zakątkach kuli ziemskiej. Jeden z jej elementów, jak odciśnięty ślad, pozostanie w miejscu ekspozycji. Kompozycje uzupełnia nowa praca, nawiązująca i spójna ze zbiorem pozostałych płócien. Zmianie ulega tło. Tło traktuję jako barometr, odzwierciedlający mój emocjonalny stosunek do poznanych miejsc i ludzi Odzwierciedlam w nim klimat i specyfikę odwiedzanego kraju. Na artystyczną podróż składa się trzydzieści prezentacji zarejestrowanych w formie dokumentacji filmowej i fotograficznej. Ta niekomercyjna podróż - wystawa ma na celu propagowanie mojego rozumienia sztuki, jako medium przekraczającego wszelkie bariery i granice. Zakończenie projektu oraz ostatnia wystawa odbędą się w moim rodzinnym mieście Cieszynie. Data symbolicznego powrotu jest bliżej nieokreślona a mapa odwiedzanych miejsc będzie wypadkową moich planów, marzeń i możliwości. Sumą Backpacku będzie kolekcja prac oraz film ukazujący meandry zdarzeń, miejsc i sytuacji."


Dotychczas w ramach tego projektu udało się już zrealizować takie oto wystawy:

Project BACKPACK DVŮR UMĚNÍ PRAHA/ Art residence, Prague, Czech Republic, 2016
Project BACKPACK Anagra Gallery, Tokyo, Japan, 2015
Project BACKPACK Yuyuan Old Street, street performance, Shanghai, China, 2015
Project BACKPACK Rajouri Garden street performance, New Delhi, India, 2015Project BACKPACK VLLA, Amsterdam, Nederlands, 2015
Project BACKPACK Taubanesentralen plener exhibition, Spitsbergen, Norway/Arctic 2015 
Project BACKPACK C.I.T.I. Sala Arte Joven, Madrid, Spain, 2015 
Project BACKPACK Podium Gallery, Oslo, Norway 2015 
Project BACKPACK Paradise Kultur Raum, Berlin, Germany 2015 
Project BACKPACK Centrala Gallery, Birmingham, United Kingdom 2015 
Project BACKPACK Bridge Art Space Bangkok, Thailand 2014 
Project BACKPACK Forest 4:8 Gallery Edinburgh Scotland, United Kingdom 2014 
Project BACKPACK Gallopperiet Stadens Museum for Kunst, Copenhagen Denmark 2014 
Project BACKPACK Loara street exhibition Paris France 2014 
Project BACKPACK Second Souffle street festival Limoges France 2014


Kto chce zobaczyć więcej zdjęć zarówno z projektu Backpack jak i innych form realizowanych przez artystę polecam zaglądnąć na stronę http://platkovskyart.com/


środa, 24 lutego 2016

NASZ CZŁOWIEK NA 35 LAT DO WIĘZIENIA W RPA


   Wielu z nas pamięta jeszcze jak Radovan Krejčíř rządził w Czeskim Cieszynie bawiąc się milionami zarobionymi najpierw na alkoholu produkowanym na wywóz do Polski, później na paliwach, a ostatecznie pomnożył swój majątek dzięki kuponowej prywatyzacji, życie jak w "Młodych Wilkach", najdroższe trunki, najgrubsze cygara, luksusowe samochody kupowane w salonach za gotówkę, rekin w basenie, imprezy przy grillu do białego rana i kelnerzy stojący na baczność i kłaniający się w pas...




   Wszyscy kibicowaliśmy mu też 18 czerwca 2005 podczas słynnej ucieczki kiedy w świetle kamer oddział antyterrorystów szturmował jego willę w Černošicach pod Pragą, a on uprosił dowódcę oddziału specjalnego żeby pozwolił mu przed skuciem w kajdanki skorzystać z WC gdzie zniknął bez śladu.


   Po akcji wywiązała się gruba afera głośna na całe Czechy, która doprowadziła do dymisji komendanta głównego policji, którym był wtedy Jiří Kolář. Po ucieczce ścigany opuścił Republikę Czeską i dzięki dużym zasobom pieniężnym zmieniał dla kamuflażu miejsca pobytu niczym przysłowiowe rękawiczki. Trzy miesiące później został namierzony przez interpol na Seszelach gdzie przebywał z żoną i synem, niestety brak umowy o ekstradycji uniemożliwił wtedy zatrzymanie go.


   Pechową  wpadkę zaliczył na lotnisku w Johannesburgu gdzie został przyłapany na posługiwaniu się fałszywym paszportem jako rzekomy obywatel Madagaskaru. Wybrnął jednak z tego w ten sposób, że poprosił o azyl w RPA iinsynuując jakoby był w Czechach poszukiwany z powodów politycznych, pozostał więc tam jako uchodźca bez obawy o ekstradycję do Czech.


   Korzystając z popularności medialnej nasz bohater napisał książkę autobiograficzną, która sprzedała się tak dobrze, że płynąc na fali sukcesu pokusił się jeszcze o drugą, równie udaną część.


   Tropikalny klimat południowej Afryki i kilka milionów na koncie oraz niezwykły dar odnajdywania się w towarzyskiej śmietance pozwoliły Cieszyniakowi nie myśleć o wydanych na niego zaocznie w Pradze kolejnych wyrokach opiewających najpierw na 8, później na 11 lat pozbawienia wolności. Kochał życie, miał dobre serce, chciał dawać miłość i być kochanym, jego niezwykły potencjał poczuła wschodząca gwiazda tamtejszej popkultury, Marissa Christopher, robiąca karierę w modelingu i dziennikarstwie towarzyskim, a prywatnie córka jednego z założycieli słynnego ruchu Umkhonto we Sizwe (włócznia narodu), walczącego niegdyś z represjami apartheidu, Russella Christophera.



   Niestety żeby żyć na poziomie trzeba też sobie na to zapracować, Radovan wiedział zawsze o tym bardzo dobrze i nigdy nie można było o nim powiedzieć żeby miał dwie lewe ręce do pracy. Znał się na trudnym gangsterskim rzemiośle jak mało kto, nie tracił więc czasu i nawet będąc wiele tysięcy kilometrów od rodzinnego domu potrafił rozkręcić interes tak żeby portfel zawsze był pełny, a w lodówce chłodził się szampan. Podejrzewany jest o wykonanie bądź zlecenie kilkunastu spektakularnych zabójstw na wysoko postawionych osobach takich jak Uwe Gemballa, kultowy niemiecki propagator marki Porsche, konkurujący z nim inny szef lokalnego półświatka Cyril Beek, a także znany na świecie libański przedsiębiorca Bassam Issa zwany też Czarnym Samem. Życie w nowej willi Krejčířa było więc kolorowe, niebezpieczne i pełne dynamiki.


   Taka jest reguła niestety w gangsterskim świecie, że nikt nie jest nadczłowiekiem i każdego prędzej czy później dosięgnie kula wroga bądź długie ramię sprawiedliwości. Radovan szczęśliwie uniknął zamachu przygotowanego na jego życie poprzez umieszczenie samostrzelnego działka maszynowego w zaparkowanym w odpowiednim miejscu samochodzie, dodatkowy wybuch bomby też nie dosięgnął planowanej ofiary, ale niestety służby śledcze działały tak sprawnie, że nawet osobista przyjaźń z synem prezydenta Jacobem Zuma Duduzanem powstała dzięki wspólnej pasji do szybkich motocykli nie pomogła przed uniknięciem trafienia przed sądową wokandę i utratą z trudem wypracowanych dóbr materialnych.


   15 listopada 2013 roku urząd skarbowy RPA nakazał zablokowanie majątku Radovana Krejčířa pod zarzutem oszustw podatkowych, tydzień później policja zatrzymała go jako podejrzanego o usiłowanie zabójstwa i posiadanie narkotyków. 24 sierpnia 2014 po trwającym prawie rok procesie uznano oskarżonego winnym zarzucanych mu czynów jednak on rozpoczął odwlekanie wydania wyroku poprzez wykorzystywanie przysługujących mu możliwości w ramach procedur odwoławczych. Podczas nalotu strażników więziennych na jego celę 27 września 2015 zatrzymano duże nagromadzenie zakazanych przedmiotów, w tym pistolet, amunicja, nóż obronny, paralizator, gaz pieprzowy, narzędzia monterskie, 10 telefonów komórkowych, pendrive USB oraz notatnik zawierający nazwiska świadków oskarżenia i oficerów śledczych, a także szczegółowy plan budynków więzienia. Udaremniona ucieczka miała się odbyć w październiku 2015.


   Wczoraj, 23 lutego 2016, Radovan Krejčíř prawomocnym wyrokiem sądu w Johannesburgu został skazany na 35 lat pozbawienia wolności. Pierwotnie rozprawa miała odbyć się dzień wcześniej, ale w poniedziałkowy poranek anonimowy informator zmusił administrację sądu do ewakuacji budynku telefonując z fałszywą informacją o podłożonej bombie. Podczas wtorkowej rozprawy oskarżony występował bez prawnika i nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Tłumacząc się brakiem możliwości znalezienia odpowiedniego adwokata podał pod wątpliwość słuszność wyroku i zapowiedział odwołania, dodatkowym argumentem do tego chce uznać odrzucenie jego wcześniejszej prośby o zmianę składu sędziowskiego oraz o możliwość występowania podczas rozprawy bez założonych kajdanek. Jako osoba karana może utracić prawa azylanta i po odsiedzeniu wyroku byłby w takim przypadku poddany ekstradycji do Pragi gdzie czeka go kolejne 11 lat odsiadki. Urodzony 4 listopada 1968 roku w Czeskim Cieszynie Radovan Krejčíř skończy w tym roku 48 lat, po odbyciu pełnych wyroków w RPA i Republice Czeskiej miałby skończone 94 lata. Osobiście mam jednak przeczucie, że jego ostatnie słowo jeszcze nie padło i możemy o nim usłyszeć w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

niedziela, 21 lutego 2016

ZAMKOWA 1 - OSTATECZNE ROZWIĄZANIE




Ręce opadają jak słyszy się po raz kolejny o budynku przy moście granicznym i problemach z nim związanych, momentami serio ma się ochotę powiedzeć, że najlepiej byłoby jakby to szybko zburzyli choćby za milion milionów, ale żeby już ten problem przestał wracać. Tak czy inaczej buda ciągle stoi i straszy, a dyskusje na jej temat nie milkną.

Miesiąc temu napisałem tekst na ten temat, w którym starałem się w miarę czytelnie rozpisać analizę całego problemu.

CO DALEJ ZE STRAŻNICĄ ???

Tekst spotkał się ze sporym zainteresowaniem, licznik wyświetleń artykułu wskazywał liczbę trzykrotnie wyższą niż pod innymi treściami, a w komentarzach, prywatnych wiadomościach jak i rozmowach na żywo przeprowadzanych na ten temat z różnymi ludźmi słyszałem zarówno wyrazy aprobaty jak i wiele słusznych uwag i sugestii. Pojawił się też jeden krzykacz, który nie odnosząc się do treści po prostu zaczął mi ubliżać, ale tacy krytykanci zawsze byli i będą, trzeba po prostu nauczyć się ich nie słuchać. 

Co jednak najdziwniejsze, sami zainteresowani nie odnieśli się w żaden sposób do tego co napisałem. Postanowiłem się więc wybrać do dziewczyn z Krytyki Politycznej, ale tam usłyszałem od nich, że nie mają zamiaru się z moim tekstem konfrontować. Dziwi mnie ta postawa bo znamy się od lat i zawsze podzielaliśmy wspólne zdanie o tym, że brak rozmowy to nie jest dobry sposób rozwiązywania problemów, to właśnie KP zawsze wystawiała innym zarzut braku chęci do dialogu kiedy ich oświadczenia czy inne odezwy spotykały się z brakiem odpowiedzi. Rozumiem więc to jako milczącą zgodę na moje argumenty sugerujące wyburzenie budynku jako najlepsze rozwiązanie tej sytuacji.



Prawdziwa burza przyszła jednak 6 lutego kiedy w Gazecie Wyborczej ukazał się tekst Igora Miecika opisujący zarówno problem tego budynku jak i szerszą subiektywną ocenę Cieszyna i panujących tu stosunków społecznych. 

Cieszyn odzyskany. Dobra zmiana nad Olzą

Bardzo obszerny tekst w pesymistyczny sposób opisywał nasze miasto wychwalając jednocześnie pod niebiosa działalność Krytyki Politycznej jako zbawienie dla miasta opętanego przez fanatyków wojennych i prawicowych ekstremistów. Tekst zawierał również wiele nieprawidłowości, które umacniały tylko tą tezę. 

Po ukazaniu się tekstu mój telefon zwariował, w ciągu 2 dni odebrałem 37 połączeń w tej sprawie od cieszyńskich aktywistów, działaczy, dziennikarzy, radnych, ale też od swoich znajomych zupełnie nie interesująchych się wcześniej tym tematem. Prawie wszyscy zgodnie bulwersowali się tym tekstem sugerując jednocześnie, że był on napisany na zlecenie Krytyki Politycznej. Podobnego zdania była większość komentatorów udzielających się we wszystkich miejscach gdzie tekst był publikowany. Dziewczyny z KP również w tej kwestii postanowiły się nie wypowiadać wydając jedynie oświadczenie, w którym dementują pogłoski jakoby Igor Miecik przyjechał do Cieszyna za ich namową. Wiele osób znanych mniej lub bardziej w lokalnym życiu społecznym postanowiło jednak odbić piłeczkę przez co tekst był tak nagłośniony, że pociągnął za sobą szereg kolejnych publikacji nawiązujących do jego treści, a w końcu i odpowiedź samego autora na całą tą zawieruchę. 

Moim zdaniem nie wszystko jednak zostało odkręcone, pozwolę więc sobie punkt po punkcie odnieść się do błędów czy manipulacji jakie ten tekst zawierał.

1. Brud, smród, zniszczone samochody, wszechobecna bieda, dzieci wąchające rozpuszczalnik, a do tego gburowaty burmistrz. 

Do tych zarzutów stawianych naszemu miastu świetnie odniosła się jedna z cieszyńskich blogerek w swoim tekście, do którego nic nie muszę dodawać mimo iż w kilku szczegółach mam osobiście inne zdanie niż autorka.  Cieszyn to brzmi dumnie - polemika z Wyborczą  

2. Dobra zmiana, walka z lewicą, generalnie retoryka nawiązująca do trwającej w Polsce wojny podjazdowej pomiędzy dwiema największymi siłami politycznymi rywalizującymi o władzę w kraju.

Ten temat w celny sposób odkręcił Łukasz Grzesiczak w opublikowanym tydzień później również w Gazecie Wyborczej tekście gdzie wyraźnie nakreśla, że lokalne podziały polityczne są w Cieszynie zupełnie inne niż w wymiarze ogólnopolskim Cieszyn. Miasto na peryferiach. Dodać można byłoby jeszcze, że wspomniany w tekście Miecika sympatyzujący z KP Bogusław Słupczyński sam starał się swego czasu o mandat radnego startując z listy PiS co utwierdzi nas tylko w przekonaniu, że odnoszenie się do warszawskich przepychanek w Cieszynie się sprawdzić nie może. 

3. Militaryści, czołgi, podkute buty, karabiny i sklepikarze wystraszeni na widok maszerujących oddziałów.

Krzysztof Neścior i prowadzona przez niego grupa miłośników militariów działa w Cieszynie od kilkunastu lat, organizują oni wiele imprez związanych z militariami i historią, które zawsze przyciągają dużo osób i w bardzo pozytywny sposób odbierane są przez mieszkańców miasta. Wspomniana zaś inscenizacja wkroczenia na Zaolzie odbyła się we współpracy z podobną grupą ze strony czeskiej, brało w niej udział 8 osób ubranych w mundury polskie, 4 osoby w mundurach Czechosłowackich, a miało to miejsce w roku 2008 czyli 8 lat temu kiedy sytuacja społeczna w Cieszynie i w lokalnej polityce była jeszcze całkowicie inna podobnie jak działalność KP w naszym mieście, w którą mimo odmiennych na wiele spraw poglądów również na przestrzeni tych lat Krzysztof Neścior się kilka razy angażował w sprawach jego zdaniem istotnych. Sama inscenizacja odbyła się na moście, żadni więc wietnamscy sprzedawcy z lokalnych sklepików nie mogli się kogokolwiek wystraszyć.


4. Teatr bez aktorów i alternatywne CST lekceważone przez władze.

Od kiedy sięgam pamięcią Teatr im. Adama Mickiewicza w Cieszynie nigdy nie miał własnej grupy aktorskiej co nie przeszkadzało jednak nigdy i nie przeszkadza do dzisiaj w tym aby odbywały się tu liczne spektakle z bardzo szeroką skalą repertuaru dla zarówno mniej jak i bardziej wymagającej publiczności. Co zaś do studia CST to obawiam się, że gdyby pan Słupczyński wystawiał w cieszyńskim teatrze swoje spektakle (swoją drogą często dobre i ciekawe) to nie byłby w stanie zapełnić gośćmi więcej niż 10% widowni, a już na pewno nie zarobiłyby na swoje utrzymanie ze sprzedawanych biletów wstępów tak jak nie były one w stanie się utrzymać w sali gdzie odbywały się dotychczas. Może więc i dobrze, że "ludzie sztuki mają swoją godność" i przestają prosić się ciągle o kolejne dofinansowania.

5. Sklep Jolanty G.

Trzy zacytowane zdania są oczywiście przekręcone i wyrwane z kontekstu bardzo długiej rozmowy co usłyszałem osobiście od pani Jolanty. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że wśród Cieszyniaków z którejkolwiek strony Olzy są zarówno ludzie zamożni jak i ubodzy, zarówno posiadający gust jak i ci z jego brakiem, klienci zarówno straganów na targu, ciucholandów, sklepów na Głębokiej, jeżdżący na zakupy do Sfery, kupujący przez internet jak i ludzie ceniący sobie najlepsze marki i robiący zakupy w stolicach całego świata. Śmieszne jest jednak to, że w GW promującej poprawność polityczną czasami aż za bardzo, tutaj dokonuje się uproszczenia wprowadzając podział na Polaków i Czechów, trochę to nie pasuje do konwencji multikulti.

6. Dziewczyny z KP

Poza przekręconym imieniem Agnieszki Muras, która w tym tekście została Anną, pojawia się tu wiele szczegółowych informacji na temat dziewczyn działających w cieszyńskiej świetlicy i czytelni. Wiele faktów z życiorysu. ulubione słowo, wspomnienia z czasów zakładania świetlicy, cytowany fragment rozmowy z burmistrzem. Moim zdaniem świadczy to o długich i wnikliwych rozmowach autora a opisywanymi osobami i nie wiem czy w świetle tego wystarczającym gestem do zrzucenia z siebie odpowiedzialności za wymowę artykułu jest wydanie oświadczenia, mówiącego o tym, że tekst "podaje tak wiele treści, z którymi się nie zgadzamy, których nie autoryzowaliśmy, że trudno nam pojąć komu i czemu miał służyć. Autor cytuje nas z błędami i niezgodnie z zapisem. Tekst powstał według autorskiej koncepcji dziennikarza, która nie była z nami konsultowana." Moim zdaniem tekst zaszkodził zarówno KP jak i reszcie Zamkowej 1, wizerunkowi Cieszyna oraz kilku niewinnym osobom, a wiedzę do tekstu autor w dużej mierze pozyskał w rozmowach z dziewczynami z KP.

7. Odpowiedź autora na zarzuty.

Igor Miecik postanowił wejść w dialog z oponentami i dwa tygodnie po wywołaniu burzy napisał kolejny tekst do Gazety Wyborczej, w którym stara się wytłumaczyć swoje intencje jakimi się kierował pisząc tekst poprzedni. W artykule Spotkajmy się w Cieszynie nie zobaczymy jednak przeprosin, ale wytłumaczenie, że nie on jeden źle pisze o Cieszynie. Podobnie jak w przypadku inscenizacji przejęcia Zaolzia redaktor GW znowu odwołuje się do spraw nieaktualnych i cytuje tekst Wojtka Trzcionki sprzed kilku lat, w którym opisywany jest niekończący się w mieście remont kanalizacji i wszędzie rozkopane przez to ulice. Remont ten jednak już się zakończył, a rozkopane ulice mają w końcu nową nawierzchnię więc odniesienie jest to trochę słabe. Autor przyznaje się jednak, że w poprzednim tekście chodziło mu głównie o zainteresowanie się losami budynku przy Zamkowej 1, co oczywiście się mu udało, ale niestety w wymiarze odwrotnym do zamierzonego, dzięki temu tekstowi bardzo wąskie grono osób wspierających inicjatywę zachowania tego miejsca zwężyło się jeszcze bardziej. 


Poniżej wklejam jeszcze wykaz wszystkich podmiotów zajmujących budynek przy Zamkowej 1 wraz ze stawkami czynszowymi jakie płacą. Dokument jest zdobyty z wielkimi trudami przez Łukasza Grzesiczaka drogą nieoficjalną. 


P.S. Z uwagi na tytuł tego tekstu i pierwsze zamieszczone zdjęcie liczę się z tym oczywiście, że oponenci zamiast się rzeczowo odnieść do przekazanej treści skupią się na wyzywaniu mnie od chamów, prostaków, nazistów i wszelkiego zła równego z rynsztokiem tego świata.

wtorek, 9 lutego 2016

OSTATKI BEZ KAZA I BASÓW



   Dzisiaj ostatni dzień karnawału, kolorowe parady w Rio de Janeiro, Notting Hill carnival w Londynie, maski w Wenecji i wiele innych imprzez w różnych częściach świata. W Cieszynie przez wiele lat zwieńczeniem tago dnia popularnie zwanego śledzikiem, a zarazem ukoronowaniem całego okresu zabaw karnawałowych była folklorystyczna zabawa pod nazwą "Pogrzeb Basów", której tradycję z lat dawnych postanowili przypomnieć i kultywować, cieszyńska restauratorka Alina Bańczyk i znany propagator ludowego folkloru, Kazo "Nędza" Urbaś. Dziś impreza odbyłaby się po raz XXV obchodząc piękne ćwierćwiecze, tego roku jednak nie przyjdzie nam zatańczyć, ale nie zmienia to faktu, że warto dziś powspominać tą piękną tradycję i dobrego człowieka, który ją współcześnie tak pięknie pielęgnował.



   Wzmianki o takim zwyczaju sięgają już zapisów z XIX wieku, słynna "Gwiazdka Cieszyńska" pisała o sali balowej w jednej z kamienic przy Starym Targu gdzie właśnie w ostatki spotykali się mieszczanie i "grzebali basy". Jan Szymik wspomina też ten rytuał w wydanej przez Sekcję Ludoznawczą PZKO książce "Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim" gdzie możemy przeczytać o tym jak w ostatkowe zabawy po wybiciu północy kapela przestawała grać, a pomiędzy muzykantami pojawiał się wodzirej wraz z czterema odzianymi na czarno mężczyznami, którzy wnosili mary, a na nich układali kontrabas. Wodzirej wykręcał z instumentu struny, przykrywał go czarnym suknem, wchodził na podium, którym najczęściej była beczka piwa, po czym wygłaszał mowę żałobną zachęcającą balowiczów do ustawienia się w symbolicznym kondukcie i przy akompaniamencie marszów żałobnych pożegnania się na czas wielkiego postu ze skocznymi zabawami. Po takiej inscenizacji ze stołów znikały mięsne dania zastępowane przez potrawy postne, a dalsza część biesiady pozbawiona już była tańców i śpiewów.


   W roku 1992 udało się ten zapomniany już zwyczaj reaktywować, pierwsze edycje nowej odsłony starego rytuału miały miejsce w istniejącej dziś już tylko w pamięci Cieszyniaków restauracji "Zamkowa" na samym dole ulicy Głębokiej i gromadziły głównie muzyków ludowych przyjeżdżających nie tylko ze wszystkich zakątków Śląska Cieszyńskiego, ale także z Zakopanego, Bukowiny Tatrzańskiej, Beskidu Żywieckiego, Morawskiej Wołoszczyzny, Słowacji i na przestrzeni lat jeszcze z wielu bliższych bądź dalszych miejsc. Z czasem impreza przeniosła się na Stary Targ do restauracji "Targowa" i zaczęła wzbudzać coraz większe zainteresowanie wśród mieszkańców Cieszyna i okolicznych miejscowości, którzy niekoniecznie udzielając się w twórczości ludowej także chcieli uczestniczyć w tym jedynym w swoim rodzaju wydarzeniu. Alina Bańczyk zajmująca się gastronomiczną częścią imprezy musiała się więc w kolejnych edycjach przygotowywać na coraz większą liczbę gości głodnych nie tylko tańca i muzyki, ale też solidnych posiłków i obowiązkowej gorzołki.


   W roku 2010 Pogrzeb Basów odbył się w ciasnych pomieszczeniach nowej lokalizacji "Targowej" przy ul. Nowe Miasto i wywołał burzliwą dyskusję na temat konieczności znalezienia miejsca większego, dostosowanego do obsługi dużej już wtedy imprezy. Kolejnego roku udało się to zrobić w sali Domu Narodowego, następne dwie edycje we wnętrzach cieszyńskiego browaru, później impreza przeniosła się na drugą stronę Olzy do restauracji "Cieszyńska" działającej przy domu kultury "Strzelnica" w Czeskim Cieszynie zaraz obok Mostu Wolności. Tam też 17 lutego 2015 roku odbyła się ostatnia póki co odsłona wspominanego zwyczaju. Inicjator i główny promotor całej imprezy, Kazo Urbaś, udzielając jednego z kilku wywiadów tego dnia powiedział "Mówią, że górale to długo nie żyją, ale tradycja potem więcej żyje, dlatego już przygotowujemy kadrę jak my się pominemy kiedyś to żeby już następni wiedzieli o co chodzi i kontynuowali. Zobaczymy jak to długo potrwa." Słowa te spełniły się szybciej niż się spodziewaliśmy, Kazek odszedł od nas 21 styczna 2016 roku, a bez jego pomocy w te kilka tygodni krótkiego w tym roku karnawału nie udało się przygotować imprezy tak jak wyglądać powinna więc zrezygnowano z jej organizacji w pełnej formie, a zaplanowano jedynie wspomnieniową imprezę z udziałem samych muzyków i organizatorów bez zapraszania publiczności.


   Jakie wyzwanie czeka przed tymi, którzy chcą dalej w następnych latach kontynuować ten zwyczaj? Jak to się stało, że ktoś był w stanie ściągać nad Olzę co roku muzyków z tak wielu różnych stron? Żeby sobie na to odpowiedzieć trzeba przynajmniej w małym stopniu poznać życiorys Kazimierza Urbasia. Urodził się w maju 1947 roku, ukończył technikum budowlane w Cieszynie, a następnie studia wyższe na wydziale architektury, jego ojciec Rudolf był cenionym w Cieszynie budownańcem znanym głównie z przeprowadzenia remontu wszystkich elewacji przy ulicy Głębokiej przed obchodami 1150-lecia miasta oraz bardzo lubianym jako wychowawca i nauczyciel przedmiotów zawodowych w cieszyńskiej szkole budowlanej. Nie dziwne więc, że Kazek w młodym wieku chciał iść w ślady ojca, ale po krótkim epizodzie pracy w referacie budowlanym nieistniejącej już dzisiaj gminy Pastwiska uznał, że to jednak nie jest jego powołanie.


   Już w latach sześćdziesiątych zaczął interesować się muzyką i lokalnym folklorem, a konkretnie nie typowo cieszyńskim mieszczańskim, ale folklorem górali beskidzkich charakterystycznym dla południowej części Śląska Cieszyńskiego. Stało się więc rzeczą naturalną, że po utracie polotu do pracy w branży budowlanej, swoje dalsze aspiracje skierował właśnie w tym kierunku, w którym od tego momentu będą już one u niego ewoluować przez całe życie. Najważniejszym owocem tych aspiracji było założenie w 1979 roku kapeli "Torka", z którą Kazo związany był później do końca swoich dni, kolejnym owocem była właśnie reaktywacja pogrzebu basów, a następnymi szkolenie młodych talentów, koncertowanie w całej Europie, liczne nagrody w dziedzinie kultury, zaproszenia na festiwale i koncerty w wielu prestiżowych miejscach.


   Sam miałem wiele razy okazję słyszeć jego śpiew, grę za skrzypcach, oraz prowadzenie całej kapeli podczas występu. Widziałem go jak wysiadał z busa wypełnionego sprzętem i w asyście pomocników z TVP instalował instrumenty do mającego się właśnie zaczynać koncertu transmitowanego na żywo z wielkiej sceny na cieszyńskim rynku, widziałem też jak o drugiej w nocy wysiadał z malucha i wchodząc do ciasnej kawiarni Mokka na Głębokiej wyciągał skrzypki żeby chociaż chwilę przygrać z Tomkiem Palą kończącym tam właśnie swój koncert na pianinie. Jednego razu wraz z Torką rozbawiał w Ustroniu gości weselnych na polsko - niemiecko - angielskiej biesiadzie, innym razem dźwiękiem swoich skrzypiec wraz z pracownikami cieszyńskiego pogotowia odprowadzał z kościoła Elżbietanek na cmentarz komunalny swojego przyjaciela Maćka, od którego jako nastolatek nasłuchałem się wielu niewiarygodnych opowieści o Kazku. Jego repertuar był wszechstronny, wiedział jak rozbawić grupę dzieci, a jak nie zanudzić biesiadujących górników, natomiast każdy kto miał okazję z nim pracować, ma w swojej pamięci jedną bądź kilka z tych właśnie dziwnych i szalonych opowieści, których na temat artystycznago życia Kaza Urbasia krąży po Śląsku Cieszyńskim i reszcie świata niezliczona ilość. Jak ktoś je kiedyś spisze to gruba książka może powstać, książka o głośnym śpiewie, biesiadowaniu, gorzołce, tłustym jedzeniu, głupich pomysłach ze szczęśliwym finałem, o ciotce z Trenczyna i o sytuacjach rodem z abstrakcyjnego świata wiecznie szczęśliwych górali.


   Wspominajmy więc Kazka z uśmiechem na twarzy, w obcowaniu z ludźmi starajmy się ten uśmiech naśladować, a w chwilach nostalgii wpiszmy jego nazwisko w wyszukiwarkę youtube i posłuchajmy którejś z wielu zapisanych relacji z poszczególnych pogrzebów basów czy innych występów zespołu Torka. Ci zaś co czują się na siłach niech na przyszły rok wezmą się w garść i tradycja niech będzie pielęgnowana nadal. Styczeń 2016 był takim dziwnym miesiącem, prawie codziennie słyszeliśmy, że gdzieś w świecie umierał wielki muzyk, Ziemia Cieszyńska oddała Kaza Urbasia do tego panteonu, a bliscy mu muzykanci pokazali piękną oprawę muzyczną jego ostatniej drogi, jeśli tradycję pogrzebu basów uda się zachować na kolejne lata to pamięć o Kazku też jeszcze długo będzie trwała.