piątek, 28 lutego 2014

NAJWIĘKSZA TAJEMNICA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO cz.4

Była środa, 19 II 2014, Adam Kowalczyk wstał o godzinie ósmej rano, za oknami hostelu była piękna pogoda, tak ciepłej zimy to chyba nigdy wcześniej nie było. W hostelu nocowało tego dnia kilkoro obcokrajowców, dwie Japonki, jeden Brazylijczyk i chyba trzy albo cztery osoby z Francji, Adam zjadł z nimi śniadanie i wypytywał ich dlaczego przyjechali do Cieszyna
- to jest najlepszy przystanek między Krakowem, a Pragą, każdy podróżujący po Europie powinien się tutaj zaprzymać przynajmniej na jedną noc.
Miło się sucha takich rzeczy i pewnie byłoby przyjemnie porozmawiać jeszcze dłużej, ale Adam cały czas myślał o tym po co tu przyjechał i nie zamierzał zmieniać priorytetów swojego pobytu w Cieszynie.


Idąc do klasztoru Boromeuszek zrobił zdjęcie okna pokoju, do którego chciał wejść, podszedł do głównej bramy i poprosił stróża o kogoś kompetentnego. Chwilę później podeszły do niego dwie zakonnice, siostra Fabiana i siostra Laura i zapytały w czym mogą pomóc, kiedy pokazał im zdjęcie i zapytał jakie pomieszczenie znajduje się za sfotografowanym oknem to popatrzyły na niego ze zdziwieniem
- W tm budynku są pokoje sióstr, nie ma pan tam czego szukać, wszystki są tak samo skromnie urządzone, szafka, łóżko, miejsce do modlitwy, nic co by mogło pana interesować - powiedziała jedna z sióstr, ale zaraz po niej druga dodała
- Moment, pokój za oknem, które pan pokazał to jest ten, w którym w zeszłym roku przy remoncie znaleźliźmy tą tabliczkę pod podłogą. Wie pan, w zeszłym roku, nie, to już dwa lata temu było jak robiliśmy remont wszystkich pokoi, no i właśnie w tym pokoju jak zdjęliśmy drewnianą posadzkę to pod nią była stara tabliczka z nazwą ulicy, jeszcze po niemiecku napisana, taka jak za nieboszczki Austryi wszędzie w Cieszynie wisiały. Pewnie ktoś ją użył tam na podkładkę żeby deski w podłodze wyrównać. My ją zabrałyśmy i leży w warsztacie, mogę panu pokazać.

Jedna z sióstr zaprowadziła Adama do ośmiokątnego budynku gospodarczego na środku klasztornego dziedzińca gdzie pomiędzy narzędziami i rupieciami leżała tabliczka, którą znaleziono w tajemniczym pokoju wskazanym przez palec boży.  Königer Straße 4


Zupełnie przypadkowo Adam miał w kieszeni ulotkę, którą zabrał wczoraj z centrum informacji miejskiej pod ratuszem, na której były podane dawne nazwy cieszyńskich ulic. Zrobił więc szybko zdjęcie tabliczki, podziękował siostrze za pomoc i szybkim krokiem ruszył pod budynek sądu gdzie stał jego samochód, a w marszu przyglądał się mapce wydrukowanej na ulotce, z której wynikało, że jego cel to ulica Manesova w Czeskim Cieszynie.


Kiedy dochodził już pod sąd zobaczył dwóch elegancko ubranych mężczyzn opierających się o jego fiata, podszedł i poprosił żeby się przesunęli, a wtedy jeden z nich wyciągnął z kieszeni legitymację
- Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czy pan Adam Kowalczyk? Mamy do pana kilka pytań odnośnie śmierci profesora Malczaka i jego ostatnich słów. Może pan nam powiedzieć co pan pamięta? Z tego co wiemy to był pan przy nim w jego ostatnich chwilach.
- Niewiele mogę powiedzieć - zaczął Adam - zapewne chodzi panom o dziwne zachowanie opiekunki, która mówiła coś o jakimś skarbie i uciekła, chciałem to zgłosić bo profesor mówił coś o pamiątce o mistrzu, który go uczył zdania układać, a kilka dni później było włamanie do biblioteki im. Przybosia, czyli polonisty Malczaka. Dzwoniłem na policję to zgłosić bo może ta opiekunka to zrobiła, ale powiedzieli mi, że wy przejęliście śledztwo, więcej nic nie wiem.
- Jakby pan sobie coś przypomniał to tu ma pan moją wizytówkę, proszę zadzwonić i poprosić o spotkanie, my jesteśmy z Krakowa i podjedziemy do pana na uczelnię, przez telefon lepiej nie rozmawiać, to śliska sprawa.
- Mogę dowiedzieć się w co się wpakowałem?
- To jest sprawa najwyższej wagi, dla własnego bezpieczeństwa lepiej żeby pan nie wiedział zbyt dużo.


Adam pożegnał się z oficerami i wsiadł do samochodu, sam nie wiedział dlaczego nie chciał im przekazać wszystkich informacji jakie zdobył, ciekawość była w nim silniejsza, odpalił więc silnik i pojechał w stronę Czeskiego Cieszyna i ulicy Manesovej gdzie pod numerem 4 zobaczył nieciekawy domek jednorodzinny postawiony prawdopodobnie w ostatniej dekadzie istnienia Czechosłowacji.



Stał chwilę przy nim i się przyglądał kiedy nagle podeszła do niego starsza kobieta z psem
- Za czym się rozglądocie panie?
- Szukałem budynku z numerem 4, ale spodziewałem się raczej stuletniego budynku
- Panie z tym szukanim to pan uważej bo som my w Czeskij Republice, a chała, o kieryj mówicie to sto roków tymu już zbulono było, jakosik w 1912 jom zbulali, a pjynciu stróżów kieru tu zabił wtedy w nocy. Babka mie to zawsze łopowiadoła i powtarzoła do tego zawsze, że bydzie taki dzień kiedy przyńdzie tu kiery za tom starom chałpom sie łoglondać. Poczekej pan, coś panu przyniesem.
Kobieta poszła do domu po drugiej stronie ulicy i po chwili wróciła z bardzo starą kopertą, wypełnioną tak, że ledwo udało się ją zakleić.
- Bier se pan to, ino pan bedziesz wiedzioł co z tym zrobić.

AUTO ZA 100tys. zł DLA RATUSZA

Na wczorajszej sesji rady miasta radni przegłosowali budżet z zawartą w nim kwotą 100tys. zł na zakup nowego samochodu osobowego na potrzeby ratusza, który zastąpi używany dotychczas samochód Renault Laguna. Uzasadniając potrzebę zakupu nowego środka transportu pan burmistrz powiedział, że na naprawy siedmioletniej Laguny wydano w ostatnich latach ponad 25tys. zł, a w tym roku trzeba będzie zainwestować kolejne 7500zł.

Nie wiem czy Laguna jest naprawiana w autoryzowanym serwisie Renault (czego nikt normalny nie robi) czy może u najdroższego mechanika świata, ale jestem pewien, że jest w Cieszynie przynajmniej kilku mechaników, którzy znacznie taniej policzyliby sobie za bieżące naprawy, taka sobie moja rada na przyszłość.

Trzeba też pamiętać, że teraz jak się już ma te 100tys. zł do dyspozycji to nie ma sensu kupować nowego auta w salonie bo w pierwszym roku użytkowania najwięcej traci on na wartości. Osobiście polecam kupić coś używanego, nawet znalazłem kilka opcji, które mogłyby zaspokoić potrzeby cieszyńskiego ratusza:

1. Cadillac Escalade - taki jak ma Obama, ale oszczędniejszy bo na gaz
http://allegro.pl/cadillac-escalade-6-2-v8-409ps-gaz-lpg-zarej-w-pl-i3978318221.html


2. Rolls Royce - taki jak miał Blake Carrington w serialu "Dynastia", a do tego niedrogi
http://allegro.pl/rolls-royce-silver-spur-1988r-i4014511853.html


3. Czołg mostowy BLG 67 - świetny na cieszyńskie drogi w obecnym stanie
http://otomoto.pl/inny-inny-czolg-mostowy-blg-67-C31276406.html


4. BMW 320d Coupe M pakiet - będzie robił wrażenie stojąc pod ratuszem
http://allegro.pl/m-pakiet-salon-polska-pierwszy-wlasciciel-i3976902502.html


5. Porsche Cayenne S - modna marka i przestronne wnętrze
http://allegro.pl/porsche-cayenne-s-salon-polska-i3984457495.html


6. Mercedes S350 - praktycznie nowy, jedyny taki na allegro
http://allegro.pl/mercedes-s350-praktycznie-nowy-53tysprzebiegu-i4002904053.html


7. Savannah ICP MXP 740 - skutecznie pozwoli zapomnieć o dziurawych drogach
http://allegro.pl/samolot-ultralekki-savannah-icp-mxp-740-okazja-i4013743613.html



Osobiście polecam jednak uprosić jeszcze radnych albo zrobić przesunięcie pieniędzy z jakiejś niewykonanej inwestycji i kupić coś nieco droższego, ale dającego pewność trafienia na pierwsze strony gazet. Zupełnie przypadkowo się tak składa, że w salonie AR Cars w Ostravie jest do kupienia śliczny Koenigsegg Agera za jedyne 26,5 miliona koron.
http://auto.idnes.cz/koenigsegg-agera-0k1-/auto_ojetiny.aspx?c=A140221_152632_auto_ojetiny_fdv



No a skoro zbliża się dzień świętego Patryka to dla porównania burmistrz Dublina Oisin Quinn kupił w tym roku również służbowe auto i wybrał Volvo S80 po czym kazał dać mu tablice rejestracyjną z numerem D 1, na szczęście nikt nie miał takiej jeszcze zainstalowanej wcześniej w prywatnym samochodzie.



a Wy, drodzy czytelnicy, jakie auto zaproponowalibyście burmistrzowi???

czwartek, 27 lutego 2014

PAN BURMISTRZ ZROBI DWORZEC PO SWOJEMU



Pan burmistrz zapomniał już, że miał niedawno możliwość kupić prawie nowy dworzec PKS za 3 600 000zł, a pozwolił go kupić prywatnej firmie, która następnie zburzyła go, a teren sprzedała z zyskiem.


Pan burmistrz zapomniał też, że miasto dało wymóg inwestorowi na terenie zburzonego PKS, że przy planowanym centrum handlowym ma być zachowana funkcja dworca z kilkoma stanowiskami dla autobusów, na co inwestor się zgodził, a po jakimś czasie wypiął się na miasto mówiąc, że funkcji dworca w pawilonie handlowym nie będzie, a pan burmistrz grzecznie mu przytaknął.


Pan burmistrz zapomniał również o niedawnej wizycie Krzysztofa Nawratka z grupą studentów architektury z uniwersytetu w Plymouth, którzy za darmo po szerokich konsultacjach społecznych wykonali cztery tanie do zrealizowania doraźne projekty dostosowania placu Hajduka do obecnych potrzeb pasażerów. Pan burmisztrz wetdy nawet nie uczestniczył w całej prezentacji projektów, wyszedł po kwadransie.


Pan burmistrz teraz żyje otrzymanym za przysłowiową złotówkę zrujnowanym budynkiem dworca PKP wymagającym kilkunastu milionów złotych na doprowadzenie do stanu używalności i kolejnych kilku na przebudowanie placu Hajduka i wkomponowanie go wraz z dworcem w istniejącą wokół przestrzeń.


Pan burmistrz ogłosił tzw. konkurs na projekt obiektu, który ma się nijak do prawdziwych konkursów architektonicznych jakie zwykle organizuje się w tej branży. Do komisji nie zaprosił autorytetów w dziedzinie budowy podobnych obiektów, zaprosił natomiast owianego złą sławą właściciela Wispolu, Leszka Podżorskiego oraz kilka lokalnych postaci sceny polityczno - urzędniczej.


Pan burmistrz pozwolił również żeby internauci wyrazili swoją opinię głosując w załączonej ankiecie, której wyników i tak nie da się sprawdzić (przynajmniej ja nie potrafię póki co) Jeśli chcecie wziąć w niej udział to wejdźcie pod ten link: http://moje-ankiety.pl/respond-59685.html


Pan burmistrz zapowiedział, że po orzeczeniu werdyktu komisji konkursowej i po zakończeniu ankiety w internecie, wybierze zwycieską pracę, obiecał też w wyborze wesprzeć się tym co wybrała komisja oraz interneuci. Zaznaczył też, że biuro projektowe, którego koncepcja wygra, w przyszłości nie będzie miało pierszeństwa w tworzeniu ostatecznego projektu.


Pan burmistrz jest dobrym gospodarzem, świetnie zarządza kulturą, dba o nienaganny stan cieszyńskich dróg, pilnuje żeby miesta nie oszpecały brzydkie banery reklamowe, tworzy setki nowych miejsc pracy dla młodych ludzi i sprawnie zwalcza problem mieszkaniowy. Można więc być pewnym, że robiąc dworzec po swojemu, po raz kolejny da nam powód do dumy.


Pan burmistrz na jesień tego roku będzie się prawdopodobnie ubiegał w wyborach o reelekcję na kolejne cztery lata, warto więc iść do urn i oddać swój głos.


Pan burmistrz...


P.S. Najbardziej swoją estetyką urzekł mnie ten projekt, istny Kazachstan:



środa, 26 lutego 2014

NAJWIĘKSZA TAJEMNICA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO cz.3

Pod Brunatnym Jeleniem ,restauracja historyczna - przeczytał na głos napis widniejący nad drzwiami - to w końcu udało im się to otworzyć - ucieszył się Adam po czym wszedł do środka budynku, usiadł przy jednym z restauracyjnych stolików i zamówił pierwsze danie z karty. Oczekując na zamówienie zachwycał się odnowionymi wnętrzami, dziwił się dlaczego jest jedynym gościem w tak pięknym lokalu i wspominał czasy kiedy był tutaj stałym bywalcem w tłustych latach siedemdziesiątych. Zawsze miał sentyment do tego miejsca i dobrze sobie znanej rangi historycznej budynku dlatego z bólem serca wchodził tu podczas swoich ostatnich wizyt w tym miejscu, raz zaproszony przez teatr CST na sztukę o Bolko Kantorze, i jeszcze wcześniej raz przy okazji festiwalu Nowe Horyzonty. Dzisiaj na szczęście ból już minął i mimo iż czasy młodości wrócić nie mogą to przynajmniej obiekt znowu zaczyna świecić dawnym blaskiem. Oj, stare dobre czasy...



Teraz jednak nie była to dobra chwila na sentymenty, najważniejsze to wymyślić jak dostać się do klasztornego pokoju, którego okno wskazuje palec posągu, ale najpierw trzeba zjeść i znaleźć sobie jakiś nocleg. Adam miał wielu znajomych w Cieszynie, ale bez wcześniejszej zapowiedzi nie chciał się do nikogo wpraszać. Po posiłku poszedł więc do miejskiego centrum informacji zapytać o jakiś tani nocleg w centrum miasta i dowiedział się, że na Menniczej działa od niedawna hostel o nazwie "3 bros". Kilka minut później leżał już i odpoczywał w jednym z hostelowych pokoi. 

Nie dawała mu jednak spokoju sprawa włamania do biblioteki, chcąc mieć czyste sumienie zdobył więc numer na policję w Przeworsku i zadzwonił przekazać informacje o zmarłym profesorze, jego ostatnich słowach i dziwnym zachowaniu opiekunki. Oficer dyżurny spisał jego dane, ale poinformował zaraz po tym, że policja już się tym nie zajmuje bo sprawę przejęła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.


Teraz to już sprawa zaczęła wyglądać bardzo dziwnie, Adam był już zmęczony po ciężkim dniu i mimo ładnej jak na luty pogody, nie zamierzał wychodzić na zewnątrz. Zastanawiał się jak uprosi rano siostry o możliwość wejścia do wskazanego pokoju i co zrobić jak już tam będzie. W hostelowej kuchni zrobił sobie herbatę i w otoczeniu portretów Franciszka Józefa oraz innych cenionych przez Cieszyniaków postaci wdał się w długą rozmowę z recepcjonistą na temat historii Cieszyna, zniszczonej synagogi, która byłaby teraz widoczna przez okno gdyby istniała, na temat cieszyńskich podziemi i związanych z nimi tajemnic. Recepcjonista miał na imię Mariusz i rzeczywiście miał ogromną wiedzę na ten temat, ale kiedy padało słowo "skarb" to zwinnie przechodził szybko w jakąś dygresję, wyraźnie unikając podejmowania tego wątku. Adam Kowalczyk od zawsze związany był ze Śląskiem Cieszyńskim i obracał się wśród ludzi związanych z historią tego regionu, poświęcił tej tematyce również wiele swoich prac naukowych, ale o żadnym ukrytym skarbie nigdy nie słyszał, dlatego tym bardziej zaczęła interesować go sprawa, w którą się przypadkowo dał wplątać.


wtorek, 25 lutego 2014

NAJWIĘKSZA TAJEMNICA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO cz.2

Pogrzeb zalpanowano na wtorek, na godzinę dziewiątą trzydzieści. Adam wstał wcześniej niż zwykle żeby szybko dojechać do Przeworska i jeszcze przed ceremonią załatwić swoje sprawy spadkowe, na miejscu był już przed dziewiątą, ale będąc już prawie u celu musiał postać chwilę w korku na ulicy Piłsudskiego zablokowanej przez kilka radiowozów policyjnych, stojących pod budynkiem biblioteki. Lokalne radio zaspokoiło jego ciekawość informując o zaistniałym zdarzeniu.
- Dziś w godzinach nocnych doszło do włamania w budynku biblioteki miejskiej imienia Juliana Przybosia w Przeworsku, nie wiadomo jeszcze co zginęło, ale z informacji podanych przez policję wiemy, że sprawcy wykazali się niespotykaną wśród amatorów precyzją w obejściu systemów bezpieczeństwa. Co ciekawe, celem włamywaczy były prawdopodobnie tylko piwnice budynku, które w kilka godzin zostały doszczętnie zdemolowane łącznie ze zniszczeniem posadzki i zerwaniem tynku ze ścian. Policja jest w trakcie ustalania motywów włamania oraz wyrządzonych strat.


Policja jednak szybko przesunęła swoje samochody i chwilę później Adam Kowalczyk szedł już z Michałem Malczakiem do kancelarii mecenasa Borcza podpisać papiery potrzebne do przekazania spadku. Formalności trwały krótką chwilę, nie było więc obawy spóźnienia się na pogrzeb, na który zresztą mecenas Borcz również się wybierał jako wieloletni znajomy profesora.



Ceremonia pogrzebowa też nie trwała długo, świecki mistrz pogrzebowy wspomniał tylko o kilku najważniejszych fragmentach z życia zmarłego, ale Adamowi najbardziej dał do myślenia fakt, o którym już kiedyś słyszał, jednak zupełnie zapomniał. Profesor Malczak kończył liceum im. Antoniego Osuchowskiego w Cieszynie, a jego polonistą był znany poeta Julian Przyboś. "Mistrz, który mnie uczył zdania układać", opiekunka pytająca o skarb i uciekająca z mieszkania, włamanie do biblioteki im. Przybosia, wsystko nagle zaczęło się układać w jedną całość. Adam nie miał jednak czasu ani ochoty jeździć po sądach i składać wyjaśnień, miał jeden dzień urlopu i chciał jeszcze dzisiaj zajechać do Cieszyna załatwić zmianę własności gruntu w starostwie i w sądzie. Po pogrzebie pożegnał się z rodziną zmarłego profesora i szybko ruszył w drogę.

Jechał odrobinę szybciej niż pozwalają przepisy, chcąc zdążyć na miejsce jeszcze w godzinach pracy urzędów. W  Tychach spotkał go korek spowodowany pracami drogowymi, ale na szczęście o 14.30 był już w cieszyńskim starostwie, a chwilę później w sądzie gdzie też wszystko odbyło się sprawnie. Kiedy wyszedł z sądu to uzmysłowił sobie, że jeszcze od rana nic nie jadł, postanowił więc iść na cieszyński rynek i przed wyjazdem do Krakowa posilić się w jednej z lokalnych restauracji. Samochód zostawił pod sądem i poszedł pieszo, ale chwilę póżniej zatrzymał się przed tablicą upamiętniającą, że w budynku, na którego fasadzie ją umieszczono, mieszkał przed laty Julian Przyboś. Adam dostał gęsiej skórki, to nazwisko go dzisiaj od rana prześladowało, ale nie spodziewał się, że jak się odwróci to dozna jeszcze większego zdziwienia. Kilka metrów przed nim stała figura przedstawiająca Jesusa z wyciągniętą do przodu dłonią i podniesionym palcem wskazującym. Kiedy usiadł na chodniku palec wyraźnie ustawił się w linii prostej z jednym z okien pobliskiego klasztoru.





"Pod pamiątką po mistrzu, który uczył mnie zdania układać, usiądziesz jak żebrak i spojrzysz na palec boży, a jego pokój wskaże Ci drogę pod powierzchnią", profesor wiedział, że tylko ja się tutaj pojawię z grona, w obecności którego wypowiadał te słowa - pomyślał Adam - a wspomniany "jego pokój" to nie ład boży, ale pomieszczenie wskazane przez figurę. Włamywacze w bibliotece w Przeworsku nie mogli niczego znaleźć bo poszli pod zły adres, ale jeśli nie będę szybko działał to trafią i tutaj.
- Proszę wstać, nie siedzi się na ziemi !!!
Szorstki głos strażnika mięjskiego z gęstym, równo przystrzyżonym wąsem przerwał rozważania Adama, który natychmiast wstał i poszedł dalej w kierunku rynku, jednocześnie pisząc wiadomość do dziekanatu, że potrzebny mu jest jeszcze jeden dzień urlopu.

poniedziałek, 24 lutego 2014

NAJWIĘKSZA TAJEMNICA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO

W dniu świętego Walentego większość ludzi spędzała czas jak zwykle w kwiaciarniach, kawiarniach, salonach jubilerskich i na romantycznych spacerach. Niestety nie każdy mógł oddać się romantycznym spotkaniom ze swoją drugą połówką, niktórzy mieli mniej lub bardziej przyjemne obowiązki do spełnienia. W jednej z kamienic w Przeworsku, w sypialni profesora Malczaka zebrało się grono najbliższych mu osób żeby pożegnać tego niesamowitego człowieka w ostatnich chwilach jego życia. Był wśród nich Adam Kowalczyk, który przed laty bronił u profesora zarówno swoją pracę doktorską jak i później habilitację, a w ostatnich latach często przyjeżdżał z Krakowa do Przeworska w odwiedziny do "najstarszego człowieka świata" jak to studenci od dawna nazywali chudego, przygarbionego staruszka, który jeszcze nie tak dawno krzątał się po korytarzach Uniwersytetu Jagielońskiego, a w zeszłym roku władze uczelni przygotowały mu huczny bankiet z okazji setnych urodzin.


Tym razem Adam zupełnie nie miał w planach przyjazdu, ale opiekunka profesora nalegała, że następnego dnia może już nie być okazji na ostatnią rozmowę. Rozmowy Adama z profesorem były o tyle niebywałe, że urodzony we Frysztacie na Zaolziu wiekowy akademik i pochodzący z Ustronia Polany jego dawny student, a później asystent, zawsze rozmawiali godzinami o Śląsku Cieszyńskim i tajemnicach związanych z jego historią. Rozmowy te stały się ostatnimi czasy coraz bardziej tajemnicze co Adam zauważył po ostatnim powrocie profesora z Cieszyna, już prawie dwa lata temu. Od tego czasu profesor wyraźnie chciał coś Adamowi przekazać, ale opiekunka Dorota nie odstępowała ich na krok, a profesor z wiadomych jedynie sobie powodów nie był chętny dzielić się z nią swoją wiedzą.

Teraz na łożu śmierci była ostatnia szansa, ale jak zwyke poza Adamem, rektorem Wojciechem Nowakiem oraz dziećmi i wnukami, obok umierającego stała elegancka pani Dorota w białym, wykrochmalonym kitlu. Profesor był osobą niewierzącą, ale widoczny za oknami budynek bazyliki Ducha Świętego podnosił w każdym grozę i powagę tego momentu. W pewnej chwili wydawało się, że oczy leżącego zamknęły się już na zawsze, wtedy opienunka nie wytrzymała i wrzasnęła:
- Profesorze, gdzie jest do cholery ten skarb?
Wszyscy popatrzyli w jej kierunku z oburzeniem kiedy czerwieniła się ze wstydu, a prof. Malczak chwycił Adama za rękę i powiedział patrząc mu w oczy
- Pod pamiątką po mistrzu, który mnie uczył zdania układać, usiądziesz jak żebrak i spojrzysz na palec boży, a jego pokój wskaże Ci drogę pod powierzchnią

Profesor wyzionął ducha, w pomieszczeniu rozległ się płacz jego bliskich, a Dorota wybiegła z budynku, wsiadła do czerwonej Skody Fabii i odjechała w nieznanym kierunku. Najstarszy syn profesora podszedł do Adama i poprosił go o wyjście na krótką rozmowę do kuchni
- Pamięta pan działkę w Ustroniu, którą sprzedał pan mojemu ojcu? Tata zapisał ją panu w testamencie. Wiem, że jest pan teraz bardzo zajęty w Krakowie, ale pewnie przyjedzie pan na pogrzeb, chciałbym żebyśmy wtedy przy okazji zaszli do prawnika załatwić wszelkie formalności.



Adam złożył kondolencje rodzinie zmarłego i oczywiście obiecał pojawić się w dniu pogrzebu z samego rana. Teraz nie mógł już dłużej zostać w Przeworsku, czekało go jeszcze kilka spotkań na uczelni, musiał też zabrać ze sobą profesora Nowaka. Biały FIAT 500 pokonał trasę w trzy godziny, a kierowcy i pasażerowi podróż umilała spokojna muzyka płynąca z głośników. Mimo iż znali się dobrze to nie zamienili ani słowa podczas przejazdu, obaj myśleli o dziwnym skarbie wspomnianym przez opiekunkę, o jej ucieczce i o ostatnich słowach profesora "Pod pamiątką po mistrzu, który mnie uczył zdania układać, usiądziesz jak żebrak i spojrzysz na palec boży, a jego pokój wskaże Ci drogę pod powierzchnią". O jaki skarb może chodzić? Adam wspominał jeszcze swoją działkę z widokiem na Czantorię, którą z żalem na sercu sprzedawał swego czasu profesorowi żeby zdobyć środki na kupno mieszkania w Krakowie, nie mógł uwierzyć, że teraz znów będzie mógł leżeć tam w hamaku i czytać książki w letnie weekendy. Chwilę po przyjeździe obaj wrócili do swoich codziennych obowiązków w Collegium Novum przy Gołębiej.


CDN...

poniedziałek, 17 lutego 2014

EDYTA MA SIĘ DOBRZE W ENERGETYCE




Kilka dni temu zaniepokoił mnie komentarz jednego z internautów pod artykułem o tym, że burmistrz nie liczy się z głosem mieszkańców i nie zamierza likwidować parkingu na rynku. Komentarz ten jednak nie dotyczył samego parkingu, ale osoby Edyty Subocz, znanej wszystkim z tego, że swego czasu sama ogłosiła siebie rzeczniczką ratusza, a po paru latach wydeptała sobie ścieżkę do tego stanowiska, na które sprytnie dostała się bez żadnego konkursu, bez rozgłosu i po cichu.




Z komentarza wynikało, że pani Edyta załapała się na kolejną ciepłą posadkę w spółce z udziałem miasta. Nie jestem dobry w śledztwach dziennikarskich, ale postanowiłem jakoś to sprawdzić i podzwoniłem do kilku znajomych, pracujących w EC.

Z tego co udało mi się ustalić to rzeczywiście pani Edyta będzie teraz menadżerem do spraw wizerunku firmy zastępując na tym stanowisku..... ups. nikogo nie zastępując, to stanowisko stworzono specjalnie dla niej. Prawdopodobnie nie będzie też musiała rezygnować z pracy w ratuszu bo z informacji jakie do mnie doszły wynika, że w Energetyce poza piątkami będzie pracowała tylko w godzinach 13-16 więc przepracowywać się nie będzie.

Oczywiście wszystko wskazuje też na to, że na nowe stanowisko pani Edyta dostała się tak jak na poprzednie, bez konkursu bez rozgłosu, po cichu tylnimi drzwiami.

Nie jest dziwne, że takie stanowisko stworzono w EC bo przecież ta spółka ma na cieszyńskim rynku wielu konkurentów w dostarczaniu ciepła do mieszkań i musi z nimi rywalizować o klienta (ilu tych konkurentów? zero?). Zrozumiałe też jest, że wybór akurat pani Subocz związany był tylko i wyłącznie z jej wysokimi kwalifikacjami, a wszelkie insynuacje, że ktoś za nią stoi i jej pomógł to tylko zwykłe pomówienia zdesperowanych zazdrośników.

Dziwi mnie tylko, że pani rzecznik nie pochwaliła się jeszcze w Wiadomościach Ratuszowych kolejnym krokiem w swojej karierze zawodowej. Cieszyniacy dumni są przecież z jej działań w ratuszu i zapewne teraz ucieszą się, że mogą składać się na jej kolejną pensję.

Z całego serca najszczersze gratulacje dla pani Edyty i życzenia spełniena zawodowego na pełnej linii.

wtorek, 11 lutego 2014

AMORY NA WALENTYNKI, HISTORIA SMUTNA



Może ten temat jest już nudny, oklepany, wszyscy mają go dość, a ja ciągle do tego wracam, ale nie wytrzymałem dzisiaj chociaż pilnowałem się cały dzień żeby tego nie napisać. Coś jednak we mnie wieczorem pękło i muszę to z siebie wyrzucić.

Chciałem jechać do Warszawy w niedzielę bo mam tam kilka rzeczy do załatwienia, miałem już nawet przygotowane pieniądze, zadzwoniłem do kogo trzeba i poumawiałem sobie na miejscu kilka ważnych spotkań. Niestety moje plany zepsuł.......  

....... niekończący się remont kanalizacji w Cieszynie. Pomijając fakt, że taki remont dałoby się wykonać w jeden sezon, to władze Cieszyna nie potrafią tego zrobić nawet w trzy sezony i planowany termin zakończenia ciągle jest zmieniany, a pół miasta jak było dziurawe, tak jest nadal.

Co to ma wspólnego z moim wyjazdem do Warszawy??? W sumie nic, ale po kilku przejazdach po tym pięknym mieście strzeliła mi sprężyna od amortyzatora i teraz nie mam czym jechać, a jak już będę miał czym to pieniądze przeznaczone na wyjazd będą już częściowo w posiadaniu firmy Darma i pana Jurka Tomaszczyka. Na szczęście zaoszczędziłem bo obyło się bez lawety i kilkaset metrów do warsztatu udało się przejechać używając w miejscu sprężyny kawałka drewna opałowego od sąsiada, odrąbanego od większego klocka przy pomocy łopaty. Cytryn i Gumiak byliby dumni.


ANTYTERRORYŚCI PUKAJĄ MI DO DRZWI


Od samego rana nie dawały mi spać policyjne syreny, jeżdżą non stop, człowiek czuje się jak w Berlinie albo Warszawie, w końcu mamy u siebie też trochę wielkiego świata. Na OX-ie przeczytałem, że to w związku z tym, że jakiś debil napisał maila komendantowi, że w jednym z liceów jest bomba. Ze zrozumiałych względów trzeba było ewakuować wszystkie licea i przeszukać ich budynki. Zapewne wśród ewakuowanych był też autor dowcipu. Pewnie nie przygotował się na sprawdzian, a może nie przygotował pytań na zapowiedziany przez siebie sprawdzian. Mniejsza o to, dzisiaj jest w szkołach dzień wolny, szkoda tylko, że w taką paskudną pogodę.

Zrobiłem śniadanie i zabrałem się za książkę, w tym momencie zadzwonił do mnie jeden z radnych i zapytał czy nie wiem co się stało , że 3 maja jest obstawiona radiowozami. Wytłumaczyłem mu i trochę się pośmialiśmy, że przynajmniej coś się dzieje w Cieszynie ku uciesze tłumów. Na koniec on zażartował, że to pewnie ja napisałem tego maila, i że dziękuje mi za dostarczenie miastu rozrywki.

Czytam książkę dalej bo muszę ją w końcu oddać, a tu nagle pod moje okno zajeżdża furgonetka, z której wybiegają mężczyźni w czarnych kombinezonach obwieszeni dziwnym sprzętem, słyszę dźwięk domofonu. Natychmiast zdałem sobie sprawę, że mam telefon na podsłuchu i namierzyli mnie opo wypowiedzeniu słowa "bomba", oglądałem w końcu wszystkie szklane pułapki i wiem jak to sprawnie działa. Nie wiedziałem tylko, że grupy szybkiego reagowania mają zwyczaj dzwonić na domofon, spodziewałem się raczej wysadzenia drzwi ładunkiem C4 i kilku komandosów wpadających na linach przez okno.

Wykręcam szybko w telefonie numer do peremiera zaprzyjaźnionego mocarstwa chcąc prosić żeby się za mną wstawił, a jednosześnie naciskam przycisk na domofonie otwierający drzwi wejściowe do budynku i wychodzę na korytarz. Przed moimi oczami stoją dwaj kominiarze i proszą mnie o klucze od strychu bo muszą sprawdzić przewody wentylacyjne. Ciśnienie mi opadło, przeprosiłem pana premiera i życzyłem miłego dnia obiecując, że koniecznie wpadnę do niego w tym roku. Tymczasem wracam do lektury, właśnie antyterroryści złapali profesora Langdona w krypcie pod bazyliką Świętego Marka w Wenecji.


niedziela, 9 lutego 2014

CIEMNO JUŻ, ZGASŁY WSZYSTKIE ŚWIATŁA


Nie można siedzieć całą niedzielę w łóżku i na fejsie, trzeba wyjść przynajmniej na chwilę do ludzi. W związku z tym wybrałem się na wzgórze zamkowe i do presso. Niezwykle sympatyczna pani Agnieszka podała mi tak dobrą herbatę z wiśniami, że musiałem zamówić później drugą, a do tego jeszcze ciasteczko. Zamieniłem też kilka słów ze znajomymi, których spotkałem a później rzuciłem okiem na wystawę gdzie trafiłem na panią Ewę Gołębiowską, która opowiedziała mi kilka ciekawostek i tzw. smaczków o niektórych eksponatach.

Wracałem do domu o 17.30 ślizgając się w górę Głębokiej (zauważyliście też, że od jakiegoś czasu część ulic w Cieszynie jest śliska od jakiejś tłustej mazi???) i ucieszyłem się widząc, że władze miastanie marnują pieniędzy na włączenie latarni ulicznych bo przecież o tej porze i tak nikt tam już nie chodzi, a dla takich wyjątków i dziwaków jak ja, wystarczy światło ze sklepowych reklam.

sobota, 8 lutego 2014

KSIĄDZ WYRZUCIŁ PSA Z SAMOCHODU

Przeczytałem dzisiaj na fejsbuku taki oto tekst, jeśli ktoś z was wie coś więcej o tym księdzu to chętnie poznam jego nazwisko, zrobię z nim krótki wywiad i opublikuję ze zdjęciami:

Miał być happy end, nie ma happy end-u... Mikon został adoptowany przez Księdza, z jednej z cieszyńskich parafii . Miało być super. Pies miał się mieć super. Była długa rozmowa, była wizyta. Brat księdza jest weterynarzem. Miało być cudownie. Dla Mikona
Dzisiaj Ksiądz przyjechał do schroniska z zamiarem zwrócenia psa. Na miejscu dowiedział się , ze to niemozliwe. W związku z czym wyrzucił psa za rogiem, przy ulicy, której znajduje się schronisko... 
GRATULUJEMY GŁĘBOKIEJ WIARY I MORALNOŚCI......
NO COMENTS....

Mikon po raz 4 czy 5 został przerzucony. Przez człowieka, który , niejako, powinien być wzorem dla innych..


Mikon ,młody około 3-letni, piękny pies który po śmierci właściciela trafił do schroniska 
a raczej do schronisk.
W kwietniu trafił do krośnieńskiej przechowalni ,potem nielegalnie do Olkusza i w końcu wyłapany w Łazach trafił do Cieszyna……
On jeden tylko wie gdzie i w jakich warunkach w tym czasie przebywał .
Kilka hycli zarobiło na psie a Mikon jakby mało tego że stracił właściciela to jeszcze jak worek "złota" przerzucany z miejsca w miejsce.
To młody pies z przeraźliwie smutnymi oczami. Spokojny , grzeczny. Nie chce nikomu sprawiać problemu…
Pomóżmy mu znaleźć dom !On i tak wiele w swoim młodym życiu wycierpiał!!!
Pozwólmy mu uwierzyć ,ze człowiek to też dobro i bezpieczeństwo……

Kontakt w sprawie adopcji: 
Fundacja "Lepszy Świat"

Zosia 508-063-271 e-mail: zofiakrystyna@poczta.onet.pl
Ania 699-682-482, e-mail: nilsson@wp.pl

niedziela, 2 lutego 2014

URODZINY HOTELU MERCURE




Rok temu najlepszy cieszyński hotel zyskał nowe barwy i wprowadził do naszego miasta cenioną w świecie markę Mercure. Moje czujne oko szybko to wypatrzyło i w związku z tym powstał wtedy taki oto wspomnieniowy tekst:

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=377183752389274&set=pb.199547120152939.-2207520000.1391350618.&type=3&permPage=1

Teraz mija rok od tej zmiany i hotel obchodzi swoje pierwsze urodziny, z okazji których zorganizował uroczyste przyjęcie. Miałem przyjemność pojawić się tam i przyznam, że nie żałuję. Dla gości przygotowano obfity poczęstunek, na który składały się dania ciepłe, zimna płyta i pyszne desery. Muzyka grała jak należy i tańcom nie było końca, wśród gości było pełno bardziej lub mniej znanych osób, a w kulminacyjnym punkcie podano tort urodzinowy, którego ja już niestety nie skosztowałem bo po kilku wcześniejszych deserach byłem stanowczo przesłodzony. Tak czy inaczej impreza była udana, gratuluję i dziękuję zarówno pani dyrektor jak i całej ekipie pracującej na wysoki prestiż tego miejsca i odbywających się tam wydarzeń. 100 lat!!!!!