wtorek, 31 grudnia 2019

NIEWINNE KŁAMSTEWKA NA DACHU SZPITALA


Większość ludzi sprząta mieszkania przed świętami, a ja sprzątam w ich trakcie. Jest więcej czasu na to żeby przesortować wszystkie zalegające sterty papierów i ocenić co nadaje się do spalenia na wysypisku pod osłoną nocy (takie tam szpargały), a co może być jeszcze przydatne.

Tym razem z ciekawych rzeczy wpadł mi w ręce biuletyn szpitala śląskiego z grudnia 2016, w którym zaraz na początku szpital chwali się rozpoczętą budową lądowiska dla helikopterów, która ma kosztować 5 milionów złotych i będzie zrealizowana do końca 2017 roku. Swoje westchnienia dumy i radości, uzewnętrzniają w opublikowanym tekście, dyrektor szpitala Czesław Płygawko, oraz ówczesny starosta, Janusz Król.


Jeśli śledzimy na bieżąco lokalne serwisy informacyjne, to musieliśmy się natknąć w ostatnim miesiącu na jakiś tekst relacjonujący uroczystość otwarcia tego obiektu, która odbyła się nie w roku 2017 tylko dwa lata później, 10 grudnia 2019 roku. Zaproszone były bowiem chyba wszystkie okoliczne media oprócz mnie, były także obecne media ogólnopolskie.

Jak możemy przeczytać na stronie szpitala "Udało nam się z sukcesem zrealizować tę ważną inwestycję w terminie.[...] - mówi Czesław Płygawko, Dyrektor Szpitala Śląskiego w Cieszynie". Możemy też przeczytać o ostatecznym koszcie inwestycji, który wyniósł 11 167 027,13 zł, a sam koszt budowy lądowiska wyniósł 7,4 mln zł.

Przekroczenie terminu o dwa lata i kosztów o ponad 50% nie przeszkodziło jednak w odstawieniu medialnego show z okazji otwarcia, którego punktem kulminacyjnym było uroczyste przecięcie wstęgi przez obecnego starostę Mieczysława Szczurka i poprzednich starostów zaangażowanych w ten projekt, Janusza Króla i Jerzego Nogowczyka. (wychodzi więc na to, że projekt zaczął być realizowany wcześniej niż było to napisane w posiadanym przeze mnie informatorze).

Dzisiaj jest sylwester, ostatni dzień roku, zwyczajowo więc składamy sobie życzenia na rok następny, a to co już minęło, staramy się wraz ze starym rokiem puścić w niepamięć. Chciałbym więc życzyć panu dyrektorowi szpitala, panu staroście, jego poprzednikom, a także wszystkim innym ważnym osobom wszystkiego najlepszego w nadchodzącym 2020 roku, aby wszystkie inwestycje udawało się realizować w terminie i według zaplanowanego kosztorysu, a jak się zdarzy tak, że się to jednak nie uda (bo przecież to normalne, jesteśmy tylko ludźmi, a przeciwko nam stoi bezwzględna biurokratyczna machina oraz widmo zwyczajnych wypadków losowych), to nie uprawiajmy fałszywej propagandy sukcesu. Otwarcie kolejnego obiektu przeprowadźmy wizją lokalną i podpisaniem stosownych dokumentów, a media poinformujmy odpowiednim mailem już po fakcie. Wiem, że przecięcia wstęgi, wyuczone uśmiechy i kurtuazyjne uściski dłoni są ważne w budowaniu waszych karier urzędniczych i politycznych, ale ograniczcie się do prowadzenia takich działań wtedy, kiedy nie mają one drugiego dna i powikłanej historii.

Mieszkańcom naszego regionu i wszystkim odwiedzającym te strony życzę zaś, żeby nowe lądowisko w każdym momencie było gotowe do przeprowadzenia potrzebnych działań ratowniczych, a najlepiej jednak żeby taka potrzeba nigdy nie zachodziła. Do siego ;)

piątek, 15 listopada 2019

30 LAT PO AKSAMITNEJ REWOLUCJI


 W Republice Czeskiej i na Słowacji w ten weekend obchodzi się 30 rocznicę tzw. Aksamitnej Rewolucji czyli wydarzeń, które w 1989 roku w bezkrwawy sposób pozwoliły ówczesnej Czechosłowacji przejść z socjalistycznej drogi rozwoju i proradzieckiej orientacji, na tor demokracji zachodniej i w stronę tendencji zjednoczeniowej ze światem zachodu. Opinie na temat tych wydarzeń są różne, ale nie ulega wątpliwości, że Czechosłowacja była obok Polski jednym z tych państw, które potrafiły w tamtym czasie uniknąć rozlewu krwi, co samo w sobie powinno być osiągnięciem chwalebnym.


   Śląsk Cieszyński ze swoim górnictwem, przemysłem ciężkim, granicą, mniejszością polską i skomplikowaną historią XX wieku był w tamtym czasie ważnym ośrodkiem w Czechosłowacji jeśli chodzi o liczenie się państwa z panującymi tu nastrojami społecznymi. W związku z tym działacze z naszych terenów również odegrali rolę w zachodzących wtedy przemianach. Nie jest więc też dziwne, że okrągła rocznica tych wydarzeń również tutaj pozwoliła zorganizować wspomnieniowe wydarzenia.


   Centrum tych obchodów to oczywiście Ostrava, gdzie od dzisiaj na rynku (Masarykovo náměstí) liczba ludzi jest tak duża, że rzadko kiedy można zobaczyć tu równie natężony ruch. Przygotowano bowiem ciekawą wystawę zdjęć z czasów komunistycznej Czechosłowacji oraz namiot, w którym odbywają się różnorakie warsztaty, spotkania i prelekcje. Przygotowane wszystko jest bardzo profesjonalnie i daje nam niecodzienną możliwość przypomnienia sobie czasów trudnych przemian.







   Żeby wydarzenie miało jeszcze bardziej autentyczny charakter i odpowiednią atmosferę to młodzież z ostrawskich szkół przywożona jest na rynek autobusami z tamtej epoki, a przy narożnikach placu stoją przypominające tamte czasy samochody pilnowane przez osoby ubrane w mundury funkcjonariuszy ówczesnych służb. Elementy nośne wystawy są natomiast obklejone starymi gazetami i pomalowane w hasła, jakie pod osłoną nocy sympatycy antykomunistycznej opozycji pisali wtedy na murach.





   Jeśli ktoś jest zainteresowany taką lekcją historii na żywo to szczerze polecam wybrać się, akcja będzie się odbywała do poniedziałku (18 XI 2019). Można to też połączyć z nadrobieniem zaległości w ostrawskim życiu kawiarnianym, co sam zrobiłem i nie narzekam.



piątek, 11 października 2019

CELEBRITY DEATHMATCH !!!!!


 Wielu z was pamięta zapewne ten tytuł, pod którym kryło się prezentowane na MTV show, gdzie plastelinowe figurki znanych ludzi walczyły na śmierć i życie na plastelinowym ringu. Niestety w lokalnej wersji zrobienie takiej animacji byłoby zbyt drogie, a co za tym idzie nieopłacalne, nie znaczy to jednak, że nie możemy przy okazji zbliżających się wyborów zrobić symulacji zapowiedzi takiej walki i prezentacji zawodników wraz z przewidywanym wynikiem. Jeśli chodzi o swój światopogląd to raczej nigdy nie ukrywałem, że bliżej mi do nurtów postępowych, żeby więc nikogo nie faworyzować, pozwolę sobie dzisiaj na przygotowanie symulowanego starcia dwojga konserwatywnych kandydatów. Zapraszam więc do zabawy.


   W lewackim narożniku staje AS lokalnej polityki, były burmistrz Cieszyna, wicewójt gminy Istebna, Ryszard Macura. Pana Ryszarda poznałem dawno temu kiedy był jeszcze dyrektorem liceum katolickiego, a ileś lat później miałem przyjemność uczestniczyć w kilku organizowanych przez niego spotkaniach dla młodzieży w Domu Narodowym. Okazywał się on wtedy jako człowiek elokwentny, szanujący zdanie innych, empatyczny i otwarty na współpracę. Dałem mu kredyt zaufania i poparłem go w drugiej turze wyborów w 2014 roku żeby nie dopuścić do drugiej kadencji jego poprzednika. Nie spodziewałem się, że może on tak zawieść swoich wyborców i doprowadzić do własnej klęski w wyborach kolejnych. Nie spodziewałem się też, że za jego kadencji dyrektorką liceum Osuchowskiego zupełnie przypadkiem zostanie jego żona, na co burmistrz oczywiście nie ma żadnego wpływu. Nie zarzucano mu wtedy niegospodarności czy budowania układów, zarzucano mu za to ciche poparcie dla PiS, którego on jako kandydat na burmistrza się wypierał. Nie wstydził się swoich kontaktów z kościołem katolickim i konserwatywnych poglądów, ale pod prawicowym wtedy programem będącego wówczas w opozycji PiS, nie podpisywał się. Dzisiaj PiS jest u władzy i dała się ta partia już dobrze poznać jako twór działający pod płaszczykiem prawicowości przedstawianej w karykaturalnej formie w kwestiach obyczajowych, a w rzeczywistości stosujący w polityce gospodarczej takie krótkowzroczne i populistyczne praktyki, jakie zazwyczaj zarzuca się nieudolnym i koniunkturalnym partiom reklamującym się jako lewicowe. Taki stan rzeczy nie przeszkadza panu Macurze kandydować z listy tej partii.



   W prawackim narożniku dumnie prezentuje się Gabriela Lazarek, która pozazdrościła PiS-owi miesięcznic smoleńskich i aby być jeszcze bardziej ortodoksyjna w swoich działaniach postanowiła organizować na cieszyńskim rynku dziennice obnażające nieudolność i zły efekt każdego ruchu jaki ta partia i utworzony przez nią rząd wykona. Będąca głosem prostego ludu, zwykła fryzjerka z Cieszyna, spontanicznie i oddolnie przez kilka lat codziennie o siedemnastej, niezależnie od pogody wychodzi na cieszyński rynek i z mniejszą lub większą liczbą swoich zwolenników krytykuje każdą decyzję rządu zapewniając przez długi czas, że nie jest działaczką współpracującą z PO, Nowoczesną, KOD-em czy jakąkolwiek inną organizacją tworzoną przez te same elity, skompromitowane dwoma kadencjami rządów uprawiających politykę korzystną dla wolnorynkowych działań wielkich ponadnarodowych korporacji. Nie chciałbym wierzyć w głosy przeciwników pani Lazarek, którzy sugerują, że za swoje protesty dostaje ona jakieś wynagrodzenie bo zupełnie poważnie szanuję jej determinację i zawziętość w prowadzonych działaniach i ufam, że przynajmniej na początku były one spontaniczne. Dowiedziałem się jednak dzisiaj, że od jakiegoś roku nie prowadzi już ona salonu fryzjerskiego więc nie wiem z czego się utrzymuje.


AND THE WINNER IS.....

   Pani Gabriela kandyduje z miejsca szóstego na liście Koalicji Obywatelskiej, a według moich przewidywań lista ta uzyska w naszym okręgu dwa, maksymalnie trzy mandaty. Wątpliwe więc żeby to ona się dostała.
   Pan Ryszard kandyduje z miejsca siódmego na liście Prawa i Sprawiedliwości. a według moich przewidywań lista ta uzyska w naszym okręgu cztery, a może pięć mandatów. Wątpliwe jest więc również żeby on się dostał.
   Oboje kandydaci nabiją jednak głosów swoim kolegom i koleżankom z list wyborczych, którzy może później jako parlamentarzyści będą o tym pamiętać kiedy ich dyskretne rady będą pomocne przy różnych decyzjach związanych z obsadzaniem różnorakich stanowisk.
   Kto jednak nie powinien mieć problemów z uzyskaniem mandatu to starający się o reelekcję senator Tadeusz Kopeć, który dzięki swym umiejętnościom i inteligencji potrafi odnaleźć się w każdej rzeczywistości. Już w czasach PRL był bardzo ceniony przez kolegów z PZPR jako dobry i lojalny towarzysz, jego poselskie kadencje z ramienia Platformy Obywatelskiej też były udane i obfite w sukcesy, a kiedy przeszedł z PO do PiS i wystartował z hasłem "wierny swoim zasadom" to wyborcy też bez problemu oddali na niego swoje głosy. Jeśli kiedyś w przyszłości partia Korwin będzie u władzy to jestem pewien, że pan kopeć również dumnie zasiądzie u boku prezesa Mikke.
Jeśli ktoś wątpi jeszcze w jego siłę to przypominam, że pan senator jest też świetnym budowniczym, wyśmienicie jeździ na nartach, gra w piłkę nożną i realizuje się niczym Vladimir Putin w wielu innych aktywnościach jak na prawdziwego mężczyznę przystało ;) No i oczywiście kocha dzieci i środowisko naturalne.








POSUMOWANIE




Nie zgadzam się z Twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił Twego prawa do ich głoszenia.

Tekst miał charakter żartobliwy i myślę, że nikt z opisywanych kandydatów nie będzie mi miał go za złe bo przecież każdemu z was trojga życzę żebyście się dostali i mogli razem jeździć sobie do Wawki pendolinem za darmoszkę, w sumie tego będę wam najbardziej zazdrościł jak wygracie.

   Jeśli zaś o mnie chodzi to najprawdopodobniej zagłosuję na lewicę bo chciałbym żeby geje mogli w końcu adoptować dzieci. Nie wiem jak wy, moi drodzy czytelnicy, czy macie swoich faworytów czy nie. Ja w kilku poprzednich wyborach nie wiedziałem na kogo głosować więc żeby się jakoś przydać swojej okolicy to zawsze chodziłem w dniu wyborów do lasu zbierać śmieci. Jeśli więc i wy mielibyście tym razem nie głosować to polecam taki wariant, byłem dzisiaj na grzybach w Malince i powiem wam, że butelek i puszek widziałem sporo. Tymczasem kończę bo jest piątek i zaraz minie godzina 21:37 więc trzeba będzie iść gdzieś w miasto zaznaczyć swoją obecność przy barze lub na parkiecie.

90 LAT KOPERNIKA I POLITYKA


Mikołaj Kopernik wielkim człowiekiem był, ale też był niepokorny. W czasach jego życia wstrzymanie słońca i ruszenie ziemi było dość odważnym gestem bo kościół katolicki miał wtedy jeszcze wolną rękę jeśli chodzi o mordowanie ludzi w najokrutniejsze sposoby, a przecież jak wszem i wobec wiadomo, dla tej zacnej organizacji, wszelkie postępowe teorie są niewygodne. Na szczęście jednak astronom z Torunia nie podzielił losów Jana Husa czy Giordano Bruno i udało mu się umrzeć w naturalny sposób.

W Cieszynie działa z tej okazji liceum ogólnokształcące pod jego imieniem, które dumnie obchodzi dzisiaj swój jubileusz 90 lat istnienia. Nie wiem czy cały czas działało ono pod tą nazwą czy pod inną, ale nazewnictwo jest na drugim planie przy tak zacnym wieku. W czasach kiedy ja byłem w wieku licealnym i chodziłem do ledwo powstałego wtedy LOTE to Kopernik był dla naszej szkoły wzorem do naśladowania. Pozornie rywalizował z Osuchowskim o pozycję wynikającą z większej liczby absolwentów, którzy dostali się na dobre studia, ale jednak samo słowo "Koper" wiązało się z pewną elitarnością, którą my chcieliśmy przejąć. Chodziła tam większość dzieci lekarzy, prawników, burmistrzów i innych zacnych mieszkańców regionu, chodziły tam dziewczyny wygrywające konkursy Miss Podbeskidzia i chłopaki mające otwarty rachunek na barze w Jazz Clubie i Dziupli w Czeskim Cieszynie, a do "Osucha" z bardziej wyrazistych postaci to uczęszczali tylko koszykarze grającego wtedy w drugiej lidze "Piasta" no i Krystian Legierski, który dopiero kilka lat później miał stać się sławny. Z tego co pamiętam to Halina Mlynkova nie chodziła do Osucha tylko do liceum dla pielęgniarek działającego w tym samym budynku.

Wracając jednak do Kopera to prawdziwą wartością tej szkoły nie byli uczniowie, a nauczyciele. "Kosy" starej szkoły polskiej edukacji, które swoją surowością i bezkompromisowością połączoną z obszerną wiedzą i talentem do jej przekazywania, gwarantowały każdemu uczniowi, że jak przebrnie do matury i dostanie dobrą ocenę na świadectwie, to egzamin dojrzałości będzie dla niego tylko formalnością, a później dostanie się na jakąkolwiek uczelnię będzie chciał. Takie nazwiska jak Dordowa, Pakońska czy Gawlikowska do dzisiaj zapewne wśród wielu budzą zarówno podziw, szacunek, ale też zimny pot i dreszczyk niepewności jaki pojawiał się przed wystawieniem oceny.

Dzisiaj z okazji jubileuszu odbyła się w cieszyńskim teatrze uroczysta gala, w której brał udział nawet były premier Jerzy Buzek, którego ktoś bliski (chyba ktoś z rodziców) chodził swego czasu do tej szkoły. W świetle jego obecności fajnie wyglądało wystąpienie Stanisława Kubiciusa, przewodniczącego rady powiatu cieszyńskiego, który absolwentom tej szkoły znany jest jako dobry i ceniony nauczyciel chemii. Z tego co mówił wynikało, że teraz jest fajnie bo zlikwidowano gimnazja, a wcześniej jak były gimnazja to nie było fajnie. Buzkowi musiało być odrobinę głupio bo to przecież jego rząd doprowadził do utworzenia gimnazjów. Nie wiem czy ta wypowiedź była ukłonem w stronę PiS bo ja pana Kubiciusa raczej pamięta z lewej strony sceny politycznej (chyba SLD), ale przecież w dzisiejszych czasach droga z SLD do PiS nie jest daleka, a pan Buzek przecież też nie ma się czego wstydzić bo on tylko wykonywał polecenia prezesa Kaczy..., przepraszam, Krzaklewskiego. Tak czy inaczej przecież nikt nikomu nie będzie niczego rozpamiętywać na kilka godzin przed ciszą wyborczą bo ludzie i tak w końcu zagłosuję pod wpływem emocji, a nie zdrowego rozsądku. No i oczywiście żadna obecność ani wystąpienie na tym pięknym jubileuszu nie miały mieć wydźwięku politycznego, w końcu przy takiej okrągłej rocznicy wybory przechodzą na drugi plan. ;)

P.S. Z okazji jubileuszu trwa też remont elewacji zewnętrznej budynku szkoły, która od teraz będzie miała odrobinę inny odcień niż poprzednio. Są w Cieszynie środowiska, które mógłbym nawet nazwać eksperckimi w tej dziedzinie, a które oceniają dobrany kolor jako brzydki, a używając cytatu, nawet "majtkowy". Co wy o tym sądzicie, moi drodzy czytelnicy? Zapraszam do kulturalnej dyskusji.

sobota, 14 września 2019

NASI LUDZIE ŻYJĄCY W SERBII

 
   Dwa tygodnie temu w wiślańskim amfiteatrze mieliśmy okazję zobaczyć premierę niecodziennego filmu pod tytułem "Ciągle tu jesteśmy" w reżyserii Andrzeja Drobika, opowiadającego o społeczności żyjącej w miejscowości Ostojicevo, w regionie Vojvodina w Serbii, mówiącej gwarą Śląska Cieszyńskiego i kultywującej wiślańskie tradycje, jakie od sześciu pokoleń zachowały się po ich przodkach, którzy prawie dwieście lat temu przyszli w te rejony pieszo, opuszczając Wisłę w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków do życia.


   Film wywarł na mnie wielkie wrażenie i wzbudził wiele emocji, ale również sporo pytań. Spotkałem się więc z jego twórcą, który opowiedział mi trochę o kulisach powstawania tej produkcji, a tydzień później wraz z grupą moich kolegów i koleżanek z Wydziału Etnologii Uniwersytetu Śląskiego pod okiem dr Katarzyny Marcol wybraliśmy się do Wisły na kilka dni gdzie Renata Czyż z wiślańskiej biblioteki oraz znana wiślańska historyczka Danuta Szczypka, opowiadały nam wiele ciekawych rzeczy o Wiślakach żyjących w Ostojicevie, o historii ich przodków, o ich religii, języku, kulturze i zwyczajach. Udało się też zobaczyć inny film o Wiślakach z Ostojiceva, który TVP nakręciła w 1988 roku w zupełnie innych niż dzisiaj realiach politycznych i społecznych.


   Ostatnią rzeczą jaką trzeba było jeszcze zrobić był wyjazd do Serbii i przeprowadzenie badań terenowych bezpośrednio wśród mieszkańców Ostojiceva, którzy dzięki wieloletnim kontaktom z dr Marcol zgodzili się przyjąć naszą grupę na prawie cały tydzień i wyczerpująco odpowiedzieć na wszystkie nasze pytania pokazując nam przy tym swoją miejscowość i rutynę życia jakie tam prowadzą.


   We wtorek wieczorem dojechaliśmy na miejsce gdzie gdzie w sali Domu Polskiego znajdującego się tuż przy parafii ewangelickiej przywitała nas grupa fantastycznych ludzi mówiących po naszymu i chętnych na kontakt ze wszystkim co związane z Wisłą i naszą okolicą.


   Każdy kolejny dzień w tym miejscu to była przygoda, od rana do wieczora mieliśmy czas wypełniony spotkaniami z ludźmi różnych profesji, w różnym wieku i z różnym podejściem do otaczającego świata, ale wszystkich ich łączyła duma ze swojej skomplikowanej tożsamości i wielka chęć podtrzymania pamięci o tym, że od 1838 żyją w tym miejscu ludzie noszący inne nazwiska niż reszta i posługujący się innym językiem niż reszta, a pochodzący z małego miasteczka w Beskidach, u styku granic polskiej, czeskiej i słowackiej.



   Przez te kilka dni udało się nam przeprowadzić kilkanaście długich wywiadów, poznać wójta, odwiedzić kościół ewangelicki, katolicki i prawosławny, zwiedzić okolicę, zawrzeć wiele przyjacielskich znajomości, pobiesiadować, zakosztować lokalnych specjałów, a przede wszystkim odrobinę lepiej zrozumieć specyfikę tych ludzi i ich perspektywę patrzenia na sytuację, w której żyją.



   Wiele wniosków jakie mogę teraz wysnuć nie napawa optymizmem bo całkiem możliwe, że przed nami już tylko ostatnie dekady istnienia tej społeczności, która przez małżeństwa mieszane i migrację młodzieży do dużych miast, kurczy się w bardzo szybkim tempie. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze wiele możemy razem zrobić i jest kilka punktów zaczepienia aby szansy na tą współpracę nie zmarnować.

   Jutro rano o 9.30 wybieramy się na nabożeństwo do kościoła ewangelickiego gdzie umówiliśmy się z większością poznanych tu ludzi, a po wyjściu z kościoła już tylko czas na pożegnanie i przed nami 650km powrotnej drogi do domu. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się zebrać myśli i przekazać wam, moi drodzy czytelnicy, możliwie najwięcej z tego co tu zaobserwowaliśmy.

wtorek, 3 września 2019

ZNIKA JEDEN Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH MURALI





W Cieszynie na rogu Chrobrego i Garncarskiej jest przedszkole numer 8, do którego chodziłem w latach 1982-86, a przed bramą do niego stoi dom, w którym moja mama mieszkała w latach pięćdziesiątych zanim wybudowano blok, w którym mieszkamy do dzisiaj. Na ścianie tego budynku od wielu lat mogliśmy oglądać mural przedstawiający telewizor z obrazem kontrolnym, ostatnio jednak pojawiło się tam rusztowanie i pracownicy firmy ocieplającej budynek płytami styropianowymi.

Mural ten powstał w ciekawych okolicznościach, kiedy festiwal filmowy Romana Gutka "Nowe Horyzonty" po pierwszej edycji w Sanoku przeniósł się do Cieszyna to wszyscy mieszkańcy miasta oszaleli na punkcie festiwalowych wydarzeń, w związku z czym każdego roku odbywało się ich coraz więcej. Podczas czwartej edycji tej imprezy, a trzeciej odbywającej się w Księstwie nad Olzą, do organizacji włączyła się także warszawska Fundacja Galerii Foksal przygotowując cykl przedsięwzięć artystycznych pod nazwą "Akcja Równoległa", w ramach której jedną z realizacji był właśnie ten mural wykonany przez współpracującą z fundacją artystkę, Monikę Sosnowską.

Pamiętam świetnie uroczyste odsłonięcie tego muralu bo wypożyczałem wtedy organizatorom na dwie godziny sprzęt nagłaśniający za co dostałem 400zł, a sam miałem ten sprzęt wypożyczony od Hermana z Bielska na tydzień za 200zł, co więcej na otwarciu załapałem się jeszcze na darmowe wino musujące i koreczki z oliwkami i tanim camembertem. Pamiętam też zapewnienia fundatorów instalacji, że zgodnie z umową z właścicielem ściany, mural będzie ją dekorował przez najbliższe 10 lat.

Dziś mija lat 15 od tych wydarzeń i mogę o tym muralu powiedzieć przynajmniej dwie ciekawe rzeczy. Po pierwsze nie dość, że wytrzymał dłużej niż zapowiadano, to owiał on to miejsce jakąś ochronną powłoką i dziwnym trafem cieszyńscy autorzy nielegalnego graffiti przez całe 15 lat omijali tą ścianę nie wymalowując na niej nawet niewielkich tagów. Po drugie zmieniły się czasy, technika poszła do przodu i tradycyjnych telewizorów kineskopowych z niesymetrycznym frontem zawierającym poza ekranem panel sterujący i głośnik mono, używa już bardzo niewiele osób poza mną, więc jak znajomi odwiedzają mnie i widzą takie urządzenie to czują się jak w muzeum techniki, podobną refleksję miał pewnie w ostatnich latach każdy kto zatrzymał się pod tym muralem i chociaż na moment skupiał się nad jego estetyką.

Jeśli więc mural znika już z przestrzeni publicznej naszego miasta to fajnie byłoby jakby jego miejsca nie zajęła ściana o jednolitym kolorze tylko jakieś malowidło przynajmniej równie ciekawe, a może nawet jego kopia. Znalazłem autorkę w wikipedii i widzę, że żyje, a ostatnią opisaną tam wystawę miała w 2015 roku, więc chyba jest nadal czynna artystycznie. Mój kolega Herman naprawia teraz włoskie skutery i produkuje wodę mineralną więc głośników pewnie już nie ma do wypożyczenia, ale ja mogę jakieś inne załatwić gdyby parę stówek miało mi znowu wpaść do kieszeni, a może nawet za darmo bym coś ogarnął z sentymentu do sztuki i darmowego podjadania na salonach. Z tego co słyszałem to jest już jakiś wstępny pomysł na tą ścianę, ale o to najlepiej zapytać się w cieszyńskim ratuszu.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

BASEN NA UŚ-U W CIESZYNIE MA 27 LAT


   To był piękny dzień, 1 kwietnia 1992, niestety mało osób przyszło tego dnia skorzystać z basenu bo większość Cieszyniaków pomyślała, że to żart na prima aprilis. Basen był bowiem budowany już wiele lat i mimo iż hala sportowa w budynku bardziej oddalonym od głównych pawilonów uczelni oddana była do użytku już w 1988 roku, to basen ciągle stwarzał jakieś problemy i budowa się przeciągała. Jak się jednak okazało, nie był to dowcip i od tego dnia przez okrągłe 27 lat basen służy studentom oraz wielu innym odwiedzającym go ludziom z zewnątrz.


   Przez te wszystkie lata basen nie przechodził większych modernizacji i panujące w tym obiekcie warunki zostały już jakiś czas temu wyprzedzone przez współcześnie oczekiwane standardy, ale z tego co mówią jaskółki to duży remont zbliża się wielkimi krokami. Nie jest to niestety łatwa rzecz bo jest to dość droga inwestycja, finansowana do tego z kilku źródeł więc pogodzenie wszystkich wymagań formalnych jest nie lada wyzwaniem.

   Wbrew modnemu ostatnio powiedzeniu "kiedyś to było" zachwalającemu stare, dobre czasy, udało mi się dotrzeć dzisiaj do planów konstrukcyjnych budynku, na których znalazłem datę projektu... czerwiec 1976 roku. Wychodzi więc na to, że budowa od ukończenia projektu do dnia otwarcie trwała 16 lat, a kto te czasy pamięta, ten się temu nie powinien dziwić. Ciężko było wtedy bowiem o wszystko, samo posiadanie budżetu na inwestycję nie gwarantowało jej zrealizowania, trzeba było jeszcze mieć kontakty żeby zdobyć materiały budowlane, sprzęt, odpowiednio wyszkolone brygady pracowników i przejść wszelkie procedury prawne i biurokratyczne.


   W świetle tych dat oczekiwany od dawna remont pewnie i tak przebiegnie nieporównywalnie szybko, a póki basen działa w starej oprawie to korzystajmy z niego bo niewiele miast wielkości Cieszyna ma tak duży kryty basen, w którym można popływać za 8zł, a zapewne po remoncie, tutaj cena też będzie dwa razy wyższa.


   Dla mnie ten basen zawsze będzie miejscem sentymentalnym bo mój dziadek pracował na UŚ-u jak go budowali, później chodząc do LOTE miałem tu zajęcia z WF-u i co roku zawody szkolne, dziesięć lat po maturze robiłem tu uprawnienia ratownika WOPR, a kolejne dziesięć lat później poszedłem na studia dzienne na UŚ i znowu raz w tygodniu mam tu WF. Mam więc nadzieję, że za następne 30 lat nadal będę mógł korzystać z tego obiektu, do którego mam z domu zaledwie 10 minut piechotą idąc przemiłą okolicą i mijając ogród gdzie czasami biega mój ulubiony pies.

                                                                   POST SCRIPTUM

   Po ukazaniu się tego tekstu dostałem prywatną wiadomość z kręgów bliskich basenowi z wyjaśnieniem jak wygląda sprawa remontu. Otóż całkowity koszt inwestycji przewidziany jest na 12 milionów złotych, a źródła finansowania rozkładają się tak: 3,5mln z ministerstwa, 0,5mln ze starostwa, 1mln z miasta i pozostałe 7mln uczelnia musi dołożyć ze środków własnych. Nie wiadomo więc czy się to uda. Biorąc jednak pod uwagę, że zajęcia uczelniane wypełniają jedynie 20% harmonogramu basenu, a godzin ogólnodostępnych jest dwukrotnie więcej, to widzimy, że obiekt używany jest głównie przez mieszkańców Cieszyna nie będących studentami UŚ. Pozostałe 40% czasu to godziny zarezerwowane przez komercyjne podmioty wynajmujące basen, głównie cieszyńskie licea oraz szkółki pływania i inne firmy organizujące zajęcia z rekreacji w wodzie. Pieniądze z tych godzin to nie jest żaden dodatkowy zarobek dla uczelni, ale wpływ do kasy konieczny do pokrycia kosztów bardzo drogiego w utrzymaniu obiektu jakim jest basen, podobnie zresztą jak większość basenów na świecie. Co więcej uczestnicy tych komercyjnych zajęć to też w znacznej większości nie są studenci, a mieszkańcy miasta. Może więc w świetle tych faktów władze Cieszyna wygospodarowałyby jeszcze coś więcej niż ten skromny milion albo pomogły w pozyskaniu jakiejś dotacji unijnej. Czasy się zmieniają, kiedyś o wszystko było ciężko, dzisiaj wszystko jest dostępne na wyciągnięcie ręki, ale najpierw trzeba mieć z czego za to zapłacić.

niedziela, 17 marca 2019

CIESZYNIAK NAJLEPSZYM BARISTĄ IRLANDII - ROZMOWA Z WOJCIECHEM TYSLEREM


   Wojtka znam jakieś dwadzieścia lat i trzymając się z nim przez większość tego czasu w jednej paczce znajomych, miałem okazję obserwować różne jego fascynacje, jazdę na rolkach, deskorolce, rowerze BMX, gry komputerowe, zbieranie nietypowych modeli telefonów i długo by można jeszcze wymieniać mniej lub bardziej ambitne oraz mniej lub bardziej abstrakcyjne pomysły na uatrakcyjnienie sobie życia. Wszystkie te rzeczy miały jednak jeden wspólny mianownik, jeśli Wojtek coś robił, to robił to tak, żeby wyciągnąć z tego maksimum możliwości, niczego nie robił na pół gwizdka, wszystkiemu się oddawał bez reszty. Nie było więc wielką niespodzianką, że jak zaczął się zawodowo zajmować kawą, to stał się wręcz fanatykiem wszystkiego, co z tym czarnym napojem związane, a taki fanatyzm, jak wiadomo, prowadzi prostą drogą na podia prestiżowych konkursów i tak właśnie po latach starań Wojtek mieszkający już od kilkunastu lat w Dublinie, zdobył tytuł najlepszego baristy na zielonej wyspie, a niebawem będzie brał udział w mistrzostwach świata w tej profesji, które odbędą się w Bostonie w stanie Massachusetts w USA.

W związku z tym sukcesem spróbowałem namówić go do podzielenia się swoimi wrażeniami i emocjami związanymi z konkursem i całą tą baristyczną karierą, co zaowocowało w bardzo sympatyczną rozmowę, która tym razem może nie odbyła się na placu zabaw obok internatu na osiedlu Liburnia ani też na ławce nad Liffey river przy uroczej parce żuli, ale na elektronicznych łączach gdzie w XXI wieku bywa równie wesoło i miło.


BC43400 - Na czym polega taki konkurs, jak się do niego przygotowywałeś i czego obawiałeś się u swoich rywali?

Wojciech Tysler - Na prezentację zawodnicy maja 15 minut i ani sekundy dłużej (każda sekunda to jeden punk karny), w tym czasie trzeba zaprezentować swoja kawę, opowiedzieć o niej jak najwięcej , jakie smaki z niej uzyskamy, skąd pochodzi i jak była palona, no i ogólnie dlaczego ją akurat wybrałeś. Trzeba podać cztery espresso, cztery drinki mleczne i cztery signature drinks (nie można używać alkoholu). Przez cały czas zawodnik jest oceniany przez siedmioro sędziów (czterech sensorycznych ,dwóch technicznych i jeden główny).
Przygotowania trwały jakieś 3-4 miesiące przed zawodami. Na początku trzeba wybrać kawę i to chyba jest najtrudniejsze, w tym roku na pierwszy stół położyliśmy ponad 20 kaw i trzeba było wybrać tą jedną wyjątkową. Druga sprawa to trzeba wymyślić koncept całej prezentacji, stworzyć signature drink (swój własny autorski napój oparty na kawie - red.) i poskładać to wszystko w całość, jednym słowem ciężka praca.
Czy obawiałem się rywali? Do finału przechodzi sześciu zawodników wiec każdy z nich prezentuje wysoki poziom, jednym z finalistów był ubiegłoroczny champion Irlandii.

BC43400 - No i jakie wrażenia po zdobyciu pierwszej nagrody? Zapewne jest zarówno radość, ale też stres przed mistrzostwami świata. Jak reagują ludzie z Twojego otoczenia prywatnego i zawodowego, pomagają się cieszyć czy nakręcają ten stres?

Wojciech Tysler - Ogromna radość, czekałem na to pięć lat, mam na koncie dwukrotne trzecie miejsce, drugie i czwarte, po pięciu latach w końcu Champion! Przygotowania do mistrzostw świata trwają pełną parą, a czasu zostało niewiele więc stres towarzyszy mi praktycznie 24/h. Dostaję niesamowicie ogromny support od ludzi z pracy, rodziny i znajomych, raczej nikt nie nakręca stresu, a wręcz przeciwnie.


BC43400 - Skąd wziął się u Ciebie pomysł na taką karierę, to było spontaniczne czy powoli umacniałeś się w przekonaniu, że praca z kawą jest Twoją pasją?

Wojciech Tysler - Zaczęło się niewinnie, pracowałem przy robieniu kanapek, a na maszynę do kawy wskakiwałem z doskoku, jak nie było ruchu, cel miałem jeden - nauczyć się latte art, ale nim się obejrzałem byłem już head baristą w restauracji, gdzie spędziłem aż dziewięć lat za maszyną. Wtedy już wiedziałem, że kawa to moja pasja.

BC43400 - Masz swoją ulubioną kawę, którą pijesz chętniej niż wszystkie inne?

Wojciech Tysler - Tak, mam. Bardzo chętnie sięgam po Kenya.

BC43400 - Na czym w codziennym życiu polega Twoja praca i czy poleciłbyś ją początkującemu bariście?

Wojciech Tysler - Pracuję full time jako Barista trainer, codziennie szkolę nowych Padawanów, jak stać się rycerzami Jedi w świecie kawy. Czy poleciłbym początkującemu bariście? No raczej nie początkującemu, praca trenera to najlepszy zawód na świecie,  ale najpierw trzeba zdobyć wiedzę i doświadczenie, aby moc ją później przekazać.


BC43400 - Jakie grzechy są najczęściej popełniane w kawiarniach, które są Twoim zdaniem bezczeszczeniem dobrego podawania kawy?

Wojciech Tysler - Czas parzenia kawy (extraction time), czystość maszyn, przepalanie mleka , tyczy się to może nie tyle speciality coffee shops, co kawiarni, restauracji i hoteli.

BC43400 - Espresso, cappuccino, cafe latte, americano czy co? Jaka forma kawy pozwala najlepiej doznać jej walorów, a jaką formę lepiej pomijać?

Wojciech Tysler - Oczywiście espresso ,tutaj możemy poczuć prawdziwy smak i aromat danej kawy. Unikać powinniśmy dodawania cukru ,który zabija jej prawdziwy smak.


BC43400 - Czy poza zdobywaniem nagród, jest jeszcze coś, co chciałbyś w tej branży osiągnąć, czegoś się jeszcze więcej nauczyć?

Wojciech Tysler - Tak ,rozwijam się codziennie i cały czas się czegoś uczę. Świat kawy jest naprawdę ogromny, a ja chce nim żyć. Jeszcze w tym roku chciałbym ukończyć coffee diploma, ale Boston to aktualnie pierwszy plan.

BC43400 - Jeśli chciałbym Cię naśladować i szkolić się w tym kierunku to na czym powinienem się skupiać?

Wojciech Tysler - Wyjedź z Cieszyna! Haha! Przede wszystkim kawa musi być Twoją pasją, to nie tylko praca, to jest styl życia!!! Ciężka praca i konsekwentne dążenie do zamierzonych celów.

BC43400 - Jak często bywasz w Cieszynie? Planujesz odwiedziny w najbliższym czasie? Gdzie pójdziesz na kawę jak przyjedziesz? Dałbyś się namówić na jakiś publiczny performance, gdzie pokazałbyś, jak robią to najlepsi?

Wojciech Tysler - W Cieszynie bywam raz w roku, najbliższe odwiedziny planujemy na okres wakacji. Gdzie pójdę na kawę?, Hm, a co polecasz? Zaproponuj jakieś miejsce, a nie omieszkam odwiedzić. Przeważnie wizyty w Cieszynie wiążą się z bardzo napiętym grafikiem ,odwiedziny rodziny, znajomych , ale nie mówię nie , jeśli znajdę czas, to chętnie podzielę się moją wiedzą i pasją.







sobota, 16 lutego 2019

ROZMOWA Z ADAMEM CIEŚLAREM, DYR. DOMU NARODOWEGO


   Dom Narodowy w Cieszynie to instytucja z tradycją sięgającą ponad stu lat, ale po zmianach, jakie zaszły w Polsce w 1989 roku, nie działał zawsze tak, jak chcieliby mieszkańcy naszego miasta, czasami miał pecha do dyrektora, czasami nie było pieniędzy na działalność, czasami były one trwonione w niekoniecznie dobry sposób, czasami odbywały się wojenki personalne, a czasami umieszczano tam przypadkowe osoby z politycznego nadania. Przez cały ten czas Adam Cieślar był w jakiś sposób związany z tą instytucją, a od roku 1999 jest jej etatowym pracownikiem. Znam się z nim całkiem dobrze, wiele razy miałem okazję z nim współpracować i zdradzę wam sekret, nigdy się na nim nie zawiodłem. Zawsze starał się być odpowiedzialny za to co robi, otwarty na wszelkie pomysły, zaangażowany w działalność na którą się zdecydował, a jeśli się na coś nie zgadzał to była to zawsze przemyślana decyzja, a zamiast głupiego kręcenia potrafił stanowczo powiedzieć "nie" i uzasadnić dlaczego tak właśnie zadecydował. Z kandydatów na dyrektora COK Dom Narodowy wydał mi się więc jedynym rozsądnym kandydatem w ostatnim konkursie i ucieszyłem się jak pani burmistrz powierzyła mu ostatecznie to stanowisko. Nie mogłem się więc powstrzymać i wybrałem się do niego w odwiedziny, które zaowocowały w taką oto sympatyczną rozmowę.


1.         Twoje początki współpracy z tym miejscem to granie dyskotek na początku lat dziewięćdziesiątych. Czy potrafiłbyś przybliżyć czytelnikom specyfikę tamtych imprez i jakieś ciekawe smaczki, które wtedy były codziennością, a dzisiaj mogą wydawać się śmieszne z perspektywy czasu i zupełnie innych standardów?

   (śmiech) Wszystko było inne… Imprezy w piątkowe i niedzielne wieczory trwały od … 17.00 do 22.00. Potem grzecznie cała cieszyńska młodzież szła do domu. Chyba, że ktoś znał bramkarzy w Panotpicum… ale to inna historia. W szatni Domu Narodowego kupowało się paluszki i nie do końca zimne napoje. Grałem z kaset magnetofonowych lub czasami z winyli (igły
w  tonsilowskich gramofonach strasznie w tych warunkach skakały). Wtedy DJ to był ktoś. Dostęp do muzyki był słaby, więc „błyszczał” w towarzystwie nagrywając znajomym kasety
z nowościami dostarczanymi przez ekskluzywny serwis tylko dla dj-ów. Poza tym stałym elementem wystroju sali były – wiszące na ścianach niezniszczalne kolumny Altus
i obowiązkowe kolorofony.  Muzycznie to był czas przełomu – kończyło się niezwykle popularne u nas italo disco, nadchodziło nowe – muza klubowa, trance,  house i „czarne” rytmy wyznaczały trendy lat 90-tych.

2.          Mało kto zna dzisiaj Dom Narodowy lepiej niż Ty, jesteś w końcu pracownikiem tej instytucji od 20 lat i znasz pewnie nawet jej najmroczniejsze sekrety. Opowiedz proszę jakie przez ten czas pełniłeś tu funkcje, na czym polegała Twoja praca, jaką dała Ci wiedzę i doświadczenie, a jakim kapitałem swojej osoby wchodzisz w odpowiedzialną funkcję dyrektora?

Zanim 20 lat temu rozpocząłem moja zawodową przygodę z Domem Narodowym,  w czasie studiów pracowałem jako wolontariusz przy organizacji Festiwalu Teatralnego „Na Granicy”
 i Święta Trzech Braci. I to było coś – zwłaszcza Festiwal,  który wtedy był sztandarową imprezą Solidarności Polsko-Czesko- Słowackiej i powiewem prawdziwej wolności – również tej intelektualnej. A przy okazji był niezłym chrztem bojowym dla nieopierzonego animatora kultury
J. Później przygotowywaliśmy te i inne imprezy w naprawdę bardzo wąskim gronie pracowników i sympatyków COKu. Bez dzisiejszych gadżetów, nowoczesnej techniki, komunikacji powstawały duże rzeczy oparte na zaufaniu, partnerstwie i przyjaźni ponad granicami – geograficznymi i mentalnymi. Jako instruktor w COKu, miałem przyjemność przez te wszystkie lata pracować z kilkoma dyrektorami. Od każdego z moich poprzedników mogłem nauczyć się czegoś innego…

3.         Sporo osób kojarzy Cię głównie jako dj-a z nieistniejącej już „Zielonej Trójki” gdzie byłeś twarzą tego lokalu przez wiele lat, można powiedzieć, że stworzyłeś słynne „czarne piątki”, a poza tym do dzisiaj można Cię czasami spotkać zarówno jako dj-a jak i konferansjera w różnych miejscach nie tylko w Cieszynie. Co daje Ci praca z publicznością, jak wpływa to na Twoje działanie w pozostałych sferach życia zawodowego?

Praca z publicznością, jak sam wiesz, jest moją pasją, daje dużo satysfakcji i porządnego energetycznego kopa. A jej esencją jest bezpośredni kontakt z widzem- dla mnie szalenie ważny. Od kilku lat prowadzę Strefę Kibica w ramach Pucharu Świata w Skokach Narciarskich – tam ten kontakt jest naprawdę bliski. Na marginesie -  to bardzo fajna impreza i mam nadzieje dalej być jej częścią, niezależnie  od tego, gdzie  obecnie jestem.

4.       Stanowisko dyrektora to duża odpowiedzialność, Twoje decyzje wpływają na Twoją markę, ale Ty musisz być kompromisowy względem machiny biurokratycznej, względem swoich zwierzchników w ratuszu, względem innych instytucji kultury, a także względem swoich pracowników. Jak planujesz to wszystko pogodzić i jakie masz obawy z tym związane?

Obawy wielkie! Finansowe, organizacyjne… Przede wszystkim – zależy mi na pracy z zespołem ludzi, na których mogę polegać. Nie „cokersów” z fotek na FB, ale ludzi z krwi i kości, odpowiedzialnych, znających swoją pracę i traktujących ja jak pasję. Taką grupę współpracowników chcę stworzyć. Z drugiej strony - COK nie może być samoistnym bytem, istniejącym obok miasta. Jest ważnym elementem większej całości i dbając o swoją markę  musimy mieć tego świadomość . Dlatego – zawsze to podkreślam – tak ważna jest współpraca wszystkich instytucji i nieinstytucjonalnych animatorów kultury. Razem pracujemy dla dobra miasta i jego mieszkańców, co jest celem nadrzędnym.

5.       Współpraca z Uniwersytetem, z teatrem, biblioteką, książnicą, zamkiem, zespołem pieśni i tańca, z muzeami cieszyńskimi, z Czeskim Cieszynem i z jednostkami kultury sąsiednich gmin czy innych bliskich miejscowości. Najlepiej współpracować z każdym kto tej współpracy chce, nawet z prywatnymi firmami, ale zapewne masz w głowie jakieś priorytety jeśli chodzi o potencjalnych partnerów dla inicjatyw Domu Narodowego. Możesz o tym powiedzieć coś więcej?

Trochę już o tym powiedziałem wcześniej. COK jest w centrum miasta, w centrum zainteresowania (często niestety z powodów nie mających nic wspólnego z jego działalnością). Przede wszystkim – stawiam na inicjatywy obywatelskie, słuchanie głosu mieszkańców. Nie ważne, czy stoją za nimi instytucje, organizacje pozarządowe (bardzo dla mnie ważne), czy są osobami niezrzeszonymi. Dom Narodowy powstał ponad sto lat temu ze społecznej aktywności, po to, żeby tę aktywność wspierać i animować. I tej idei pozostaniemy wierni.

6.       Chyba nie tylko mieszkańcy Starego Targu cieszą się, że w Święto Trzech Braci nie będzie tam jazgotu karuzel, ale to przecież nie jedyna zmiana jaka nastąpi w tej imprezie. Zdradź jakie jeszcze zmiany planujesz wprowadzić żeby wnieść więcej świeżości w ten najbarwniejszy weekend roku w naszym mieście.

Karuzel na Starym Targu nie będzie – to już postanowione. To miejsce mamy nadzieję odkryć na nowo i przeznaczyć na bezpieczną, familijną rozrywkę dla całych rodzin . Warsztaty, interaktywne konkursy, spektakle teatralne, występy młodych wykonawców i artystów związanych przede wszystkim z naszym regionem – to wszystko i o wiele więcej będzie tam czekać na widzów. Rynek rezerwujemy dla wieczornych koncertów. Będą oczywiście – muzyczne gwiazdy. Ale Święto Trzech Braci to nie tylko estrady, koncerty, to również wydarzenia towarzyszące, sportowe i rekreacyjne. I tutaj też planujemy niespodzianki. Szczegóły – niebawem.

7.       Kino Na Granicy to chyba najlepszy produkt eksportowy Cieszyna jeśli chodzi o kulturę. Powszechne są jednak głosy, że takich wydarzeń potrzebnych jest więcej. Czy jest szansa, że miasto przy pomocy kierowanej przez Ciebie instytucji stworzy jakąś imprezę, która skutecznie wypromuje Cieszyn w odległych miejscach i przyciągnie tu duże rzesze uczestników?

No właśnie – Kino Na Granicy jest zdecydowanie największą imprezą, taką , która ściąga do Cieszyna wielu widzów. Ale nie jedyną . Cieszy mnie odradzanie się Festiwalu Teatralnego „Bez Granic” – mocno kibicuję jego organizatorom. Od kilku lat – głównie poza strukturami COKu pracowałem przy Brackiej – obecnie Piwnej Jesieni . Jest tam klimat, jest potencjał do dalszego rozwoju wydarzenia – w partnerstwie z Miastem. Browar znajdujący się na Szlaku Zabytków Techniki jest świadectwem industrialnego dziedzictwa Cieszyna. Czy jest miejsce na nowe duże eventy –z pewnością tak. Głośno mówi się już o jarmarku świątecznym z prawdziwego zdarzenia, z bogatym programem kulturalnymi szeroką ofertą handlową. Pracujemy też nad kilkoma innymi pomysłami…

8.       Od jakiegoś czasu Cieszyn nie ma MOSiR-u, a sport to przecież kultura fizyczna więc też kultura. Treningi dla sportowców prowadzą kluby, ale sportem widowiskowym nie ma się kto zajmować. Za rok mija dziesięć lat od udanej imprezy pod tytułem Freestyle City Festiwal, może byłoby warto ją odtworzyć, a może masz jakiś inny pomysł na duże widowisko sportowe?

Szkoda, że organizatorom Freestyle City Festiwalu  nie udało się w kolejnych latach przygotować kolejnej edycji w Cieszynie… Szkoda, że siatkarskiej „Plaży Open” też już nie ma w kalendarium naszego miasta… Na widowiskowe, sportowe wydarzenia w Cieszynie jest miejsce. Mamy tor motocrossowy, jest mało wykorzystana „Cieślarówka”, tereny „pod Wałką”, gdzie w prosty sposób i z niewielkimi nakładami zimą można przygotować trase dla narciarstwa biegowego … Ale są też oddolne, świetne inicjatywy – jak choćby  Park Run czy „Uliczne Granie”.

9.       Masz jakąś prośbę do mieszkańców Cieszyna? Może chciałbyś przekazać coś ludziom, którzy korzystają z oferty kulturalnej miasta, a może chciałbyś przekazać coś tym, którzy z niej nie korzystają?

Tak – jedną.  Nie mówcie proszę, że w Cieszynie nic się nie dzieje J

czwartek, 10 stycznia 2019

WISŁA, SKOLNITY, BESKIT I BESKIDY


   Początkowo ten tekst miał mieć tytuł "Beskit się sprzedał, cofajcie lajki", ale mimo iż bardzo mi się on podobał to nie byłby prawdą więc musiałem od niego odejść. Pewnie jednak zauważyliście, że pojawiły się u mnie ostatnio na fejsbuniu informacje o promocjach na wyciągu narciarskim Wisła Skolnity więc jakby nie było to coś musi być na rzeczy. Kto tak pomyślał, ten ma rację, przyznaję się i od razu rozwiewam wszelkie domysły i spekulacje, przez najbliższy sezon zimowy, a może też i letni zamierzam trochę promować to miejsce. Trochę czyli bez ostrego spamowania tylko z wyczuciem żeby nie zaśmiecać wam walla.


   Dlaczego akurat to miejsce, a nie pole golfowe w Ropicy albo basen w Skoczowie? Dlatego bo od dawna jeżdżę na desce, wcześniej jeździłem na nartach i zawsze uważałem, że sporty zimowe to najlepsza alternatywa dla znielubionego przeze mnie siedzenia przed tv w tym okresie kiedy aura nie nastraja do spacerów po parku czy jedzenia pyszności w kawiarnianych ogródkach. Zupełnie przypadkiem zeszłej zimy napisało do mnie paru zarządców lokalnych wyciągów, którzy w zamian za promocję ich obiektów proponowali mi to i owo, ale mimo iż lepiej sprzedać siebie niż sprzedać kogoś to jakoś byłoby poniżej mojej godności gdybym wychwalał jakiś ośrodek, który mi płaci, a jednocześnie jeździłbym na innym. Był więc plan taki żeby pisać o wszystkich zachwalając ich zalety, ale to byłoby nieuczciwe bo wszyscy płacić nie chcieli, a o każdym pisałbym równie dobrze. Zrobiłem więc sobie "risercz" żeby wybrać jeden obiekt, z którym mógłbym się identyfikować, ale dostałem mętlik w głowie bo gdzieś jest najdłuższa trasa, ktoś inny ma największy parking, jeszcze w innym miejscu najdłużej trzyma się śnieg, kolejny ośrodek ma najniższe ceny, a pozostali też się zawsze czymś wyróżniają. Kogo więc wybrać?


   Wybór padł na Skolnity nie bez powodu. Ten wyciąg nie ma długiej tradycji bo jest jednym z najmłodszych tego typu obiektów w naszej okolicy, ale jego krótka póki co historia życia to już dziś są niemal owiane legendą opowieści o wielkich staraniach, ciężkiej pracy, walce z przeciwnościami losu i pokonywaniu biurokratycznych barier, które przecież zna każdy z nas kto chciał postawić garaż albo przebudować balkon w domku na działce, nie wspominając nawet o tak wielkim przedsięwzięciu jak wycięcie fragmentu lasu, zatrzymanie osuwiska, wyrównanie gruntu pod parkingi, postawienie wyciągu kanapowego, systemów naśnieżania, lokali gastronomicznych, zakup ratraków i innego specjalistycznego sprzętu, skompletowanie załogi pracowniczej, a później jeszcze cały marketing i utrzymanie obiektu w takim stanie żeby warunki korzystania z niego były zgodne ze standardami jakich oczekują narciarze i snowboardziści.


   Od początku trzymałem kciuki za ten obiekt bo jego lokalizacja przy samym centrum Wisły była wręcz wyśnionym miejscem na taką atrakcję, ale też od samego początku dochodziły do mnie różne wieści o schodach jakie trzeba było pokonywać i przyznam, że większość osób jakie znam już dawno by się poddało i do realizacji całego przedsięwzięcia by nie doszło. Tutaj jednak chyba trudności działały inaczej i jeszcze bardziej mobilizowały do działania dzięki czemu wyciąg w końcu udało się parę lat temu uruchomić. Wtedy też przyszła ta zima, która wyglądała jak jesień, zamiast śniegu padał deszcz, temperatury były wysokie, a kuligi organizowano w Wiśle na wozach z kołami. Co więcej dwie kolejne zimy wyglądały tak samo, a pracownikom trzeba było płacić, kredyty spłacać i inwestować dalej bo przecież w dzisiejszych czasach stać w miejscu to tak jakby się cofać. Ja bym się pobeczał, wyrzucił telefon do rzeki i wyjechał na stałe na Kubę, ale tutaj znowu nikt się nie poddawał i obiekt cały czas modernizowano, w każdym możliwym dniu starano się dośnieżać żeby udostępniać trasy narciarzom, w sezonie letnim też starano się uatrakcyjnić wizyty w tym miejscu wszystkim pojawiającym się tam gościom i tym sposobem znowu udało się przejść trudny czas i dotrwać do pierwszej konkretnej zimy, a rok później do drugiej i chyba w tym roku już trzeciej, nie wiem dokładnie, mylą mi się jakoś te lata.


   Tak czy inaczej wyciąg i cała infrastruktura wokół niego są bardzo nowoczesne, trasy zjazdowe bardzo dobrze przygotowane, miejsc parkingowych wystarczająco, obsługa pomocna, a zarówno na górze jak i na dole wyciągu można też odpocząć na chwilę od białego szaleństwa i zaszyć się na moment w ciepłym pomieszczeniu popijając tradycyjną "herbatkę z cukrem i bez cytrynki" czy jak tam kto lubi. Oczywiście są też inne rzeczy do picia i do jedzenia, a w tym dolnym lokalu jest nawet pizza z pieca opalanego drewnem. Ogólnie cały obiekt powinien spełniać wszelkie normy jakich oczekujemy w Beskidach, a z tego co słyszałem to są też plany na dalszą rozbudowę i ulepszenia więc uznałem, że właśnie temu miejscu należy robić dobrą opinię w sieci aby działającej tu ekipie nie zabrakło zapału i motywacji do dalszego działania.


   Tymczasem w Wiśle dobrze się dzieje od jakiegoś czasu. Kiedy w innych miejscowościach kandydaci na burmistrza dyskutowali przed drugą turą wyborów kto złamał ciszę wyborczą, a kto nie, to tutaj w Wiśle w tym samym czasie na teren basenu miejskiego wjeżdżał sprzęt budowlany żeby do najbliższych wakacji ten zaniedbany obiekt mógł zabłysnąć dawnym blaskiem i przyjąć plażowiczów. Nowego lśnienia nabiera także dworzec kolejowy, a niebawem ma ponoć ruszyć budowa tunelu dla pieszych pod główną drogą w Wiśle oraz prace mające na celu przebudować i poszerzyć drogę dojazdową do miasta od strony Ustronia. Tematów do pisania jest więc sporo, a aura pogodowa sprzyja opowieściom o miejscowościach narciarskich więc na dniach możecie się spodziewać obszernej recenzji wyciągu Skolnity, który od tego sezonu działa wraz z kilkoma innymi obiektami narciarskimi w Polsce w ramach jednej grupy z pingwinem w logo, a przez najbliższe miesiące co jakiś czas pojawiać się będą informacje o panujących tam warunkach, planowanych promocjach i imprezach oraz o wszelkich innych plotkach ze stoku przeplatanych również plotkami z miasta Wisła.

   Skontaktowałem się też z właścicielem wyciągu bo nie był on jedną z tych osób, które namawiały mnie do promowania jego obiektu, ale oczywiście moją propozycję przyjął z zadowoleniem i dogadaliśmy się w ten sposób, że w zamian za sympatyzowanie z tym obiektem będę mógł tam na dobrych warunkach zrobić imprezę promującą BC43400 na początku marca. Jeśli więc jeździcie na nartach albo na desce i nie macie swoich nawyków co do odwiedzanych stoków to szczerze polecam to miejsce, a jak uda wam się zrobić tam jakieś dobre zdjęcia to śmiało możecie mi przesłać, chętnie je wykorzystam, w końcu jest tam przecież chyba najpiękniejszy widok na centrum Wisły.