wtorek, 9 lutego 2016

OSTATKI BEZ KAZA I BASÓW



   Dzisiaj ostatni dzień karnawału, kolorowe parady w Rio de Janeiro, Notting Hill carnival w Londynie, maski w Wenecji i wiele innych imprzez w różnych częściach świata. W Cieszynie przez wiele lat zwieńczeniem tago dnia popularnie zwanego śledzikiem, a zarazem ukoronowaniem całego okresu zabaw karnawałowych była folklorystyczna zabawa pod nazwą "Pogrzeb Basów", której tradycję z lat dawnych postanowili przypomnieć i kultywować, cieszyńska restauratorka Alina Bańczyk i znany propagator ludowego folkloru, Kazo "Nędza" Urbaś. Dziś impreza odbyłaby się po raz XXV obchodząc piękne ćwierćwiecze, tego roku jednak nie przyjdzie nam zatańczyć, ale nie zmienia to faktu, że warto dziś powspominać tą piękną tradycję i dobrego człowieka, który ją współcześnie tak pięknie pielęgnował.



   Wzmianki o takim zwyczaju sięgają już zapisów z XIX wieku, słynna "Gwiazdka Cieszyńska" pisała o sali balowej w jednej z kamienic przy Starym Targu gdzie właśnie w ostatki spotykali się mieszczanie i "grzebali basy". Jan Szymik wspomina też ten rytuał w wydanej przez Sekcję Ludoznawczą PZKO książce "Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim" gdzie możemy przeczytać o tym jak w ostatkowe zabawy po wybiciu północy kapela przestawała grać, a pomiędzy muzykantami pojawiał się wodzirej wraz z czterema odzianymi na czarno mężczyznami, którzy wnosili mary, a na nich układali kontrabas. Wodzirej wykręcał z instumentu struny, przykrywał go czarnym suknem, wchodził na podium, którym najczęściej była beczka piwa, po czym wygłaszał mowę żałobną zachęcającą balowiczów do ustawienia się w symbolicznym kondukcie i przy akompaniamencie marszów żałobnych pożegnania się na czas wielkiego postu ze skocznymi zabawami. Po takiej inscenizacji ze stołów znikały mięsne dania zastępowane przez potrawy postne, a dalsza część biesiady pozbawiona już była tańców i śpiewów.


   W roku 1992 udało się ten zapomniany już zwyczaj reaktywować, pierwsze edycje nowej odsłony starego rytuału miały miejsce w istniejącej dziś już tylko w pamięci Cieszyniaków restauracji "Zamkowa" na samym dole ulicy Głębokiej i gromadziły głównie muzyków ludowych przyjeżdżających nie tylko ze wszystkich zakątków Śląska Cieszyńskiego, ale także z Zakopanego, Bukowiny Tatrzańskiej, Beskidu Żywieckiego, Morawskiej Wołoszczyzny, Słowacji i na przestrzeni lat jeszcze z wielu bliższych bądź dalszych miejsc. Z czasem impreza przeniosła się na Stary Targ do restauracji "Targowa" i zaczęła wzbudzać coraz większe zainteresowanie wśród mieszkańców Cieszyna i okolicznych miejscowości, którzy niekoniecznie udzielając się w twórczości ludowej także chcieli uczestniczyć w tym jedynym w swoim rodzaju wydarzeniu. Alina Bańczyk zajmująca się gastronomiczną częścią imprezy musiała się więc w kolejnych edycjach przygotowywać na coraz większą liczbę gości głodnych nie tylko tańca i muzyki, ale też solidnych posiłków i obowiązkowej gorzołki.


   W roku 2010 Pogrzeb Basów odbył się w ciasnych pomieszczeniach nowej lokalizacji "Targowej" przy ul. Nowe Miasto i wywołał burzliwą dyskusję na temat konieczności znalezienia miejsca większego, dostosowanego do obsługi dużej już wtedy imprezy. Kolejnego roku udało się to zrobić w sali Domu Narodowego, następne dwie edycje we wnętrzach cieszyńskiego browaru, później impreza przeniosła się na drugą stronę Olzy do restauracji "Cieszyńska" działającej przy domu kultury "Strzelnica" w Czeskim Cieszynie zaraz obok Mostu Wolności. Tam też 17 lutego 2015 roku odbyła się ostatnia póki co odsłona wspominanego zwyczaju. Inicjator i główny promotor całej imprezy, Kazo Urbaś, udzielając jednego z kilku wywiadów tego dnia powiedział "Mówią, że górale to długo nie żyją, ale tradycja potem więcej żyje, dlatego już przygotowujemy kadrę jak my się pominemy kiedyś to żeby już następni wiedzieli o co chodzi i kontynuowali. Zobaczymy jak to długo potrwa." Słowa te spełniły się szybciej niż się spodziewaliśmy, Kazek odszedł od nas 21 styczna 2016 roku, a bez jego pomocy w te kilka tygodni krótkiego w tym roku karnawału nie udało się przygotować imprezy tak jak wyglądać powinna więc zrezygnowano z jej organizacji w pełnej formie, a zaplanowano jedynie wspomnieniową imprezę z udziałem samych muzyków i organizatorów bez zapraszania publiczności.


   Jakie wyzwanie czeka przed tymi, którzy chcą dalej w następnych latach kontynuować ten zwyczaj? Jak to się stało, że ktoś był w stanie ściągać nad Olzę co roku muzyków z tak wielu różnych stron? Żeby sobie na to odpowiedzieć trzeba przynajmniej w małym stopniu poznać życiorys Kazimierza Urbasia. Urodził się w maju 1947 roku, ukończył technikum budowlane w Cieszynie, a następnie studia wyższe na wydziale architektury, jego ojciec Rudolf był cenionym w Cieszynie budownańcem znanym głównie z przeprowadzenia remontu wszystkich elewacji przy ulicy Głębokiej przed obchodami 1150-lecia miasta oraz bardzo lubianym jako wychowawca i nauczyciel przedmiotów zawodowych w cieszyńskiej szkole budowlanej. Nie dziwne więc, że Kazek w młodym wieku chciał iść w ślady ojca, ale po krótkim epizodzie pracy w referacie budowlanym nieistniejącej już dzisiaj gminy Pastwiska uznał, że to jednak nie jest jego powołanie.


   Już w latach sześćdziesiątych zaczął interesować się muzyką i lokalnym folklorem, a konkretnie nie typowo cieszyńskim mieszczańskim, ale folklorem górali beskidzkich charakterystycznym dla południowej części Śląska Cieszyńskiego. Stało się więc rzeczą naturalną, że po utracie polotu do pracy w branży budowlanej, swoje dalsze aspiracje skierował właśnie w tym kierunku, w którym od tego momentu będą już one u niego ewoluować przez całe życie. Najważniejszym owocem tych aspiracji było założenie w 1979 roku kapeli "Torka", z którą Kazo związany był później do końca swoich dni, kolejnym owocem była właśnie reaktywacja pogrzebu basów, a następnymi szkolenie młodych talentów, koncertowanie w całej Europie, liczne nagrody w dziedzinie kultury, zaproszenia na festiwale i koncerty w wielu prestiżowych miejscach.


   Sam miałem wiele razy okazję słyszeć jego śpiew, grę za skrzypcach, oraz prowadzenie całej kapeli podczas występu. Widziałem go jak wysiadał z busa wypełnionego sprzętem i w asyście pomocników z TVP instalował instrumenty do mającego się właśnie zaczynać koncertu transmitowanego na żywo z wielkiej sceny na cieszyńskim rynku, widziałem też jak o drugiej w nocy wysiadał z malucha i wchodząc do ciasnej kawiarni Mokka na Głębokiej wyciągał skrzypki żeby chociaż chwilę przygrać z Tomkiem Palą kończącym tam właśnie swój koncert na pianinie. Jednego razu wraz z Torką rozbawiał w Ustroniu gości weselnych na polsko - niemiecko - angielskiej biesiadzie, innym razem dźwiękiem swoich skrzypiec wraz z pracownikami cieszyńskiego pogotowia odprowadzał z kościoła Elżbietanek na cmentarz komunalny swojego przyjaciela Maćka, od którego jako nastolatek nasłuchałem się wielu niewiarygodnych opowieści o Kazku. Jego repertuar był wszechstronny, wiedział jak rozbawić grupę dzieci, a jak nie zanudzić biesiadujących górników, natomiast każdy kto miał okazję z nim pracować, ma w swojej pamięci jedną bądź kilka z tych właśnie dziwnych i szalonych opowieści, których na temat artystycznago życia Kaza Urbasia krąży po Śląsku Cieszyńskim i reszcie świata niezliczona ilość. Jak ktoś je kiedyś spisze to gruba książka może powstać, książka o głośnym śpiewie, biesiadowaniu, gorzołce, tłustym jedzeniu, głupich pomysłach ze szczęśliwym finałem, o ciotce z Trenczyna i o sytuacjach rodem z abstrakcyjnego świata wiecznie szczęśliwych górali.


   Wspominajmy więc Kazka z uśmiechem na twarzy, w obcowaniu z ludźmi starajmy się ten uśmiech naśladować, a w chwilach nostalgii wpiszmy jego nazwisko w wyszukiwarkę youtube i posłuchajmy którejś z wielu zapisanych relacji z poszczególnych pogrzebów basów czy innych występów zespołu Torka. Ci zaś co czują się na siłach niech na przyszły rok wezmą się w garść i tradycja niech będzie pielęgnowana nadal. Styczeń 2016 był takim dziwnym miesiącem, prawie codziennie słyszeliśmy, że gdzieś w świecie umierał wielki muzyk, Ziemia Cieszyńska oddała Kaza Urbasia do tego panteonu, a bliscy mu muzykanci pokazali piękną oprawę muzyczną jego ostatniej drogi, jeśli tradycję pogrzebu basów uda się zachować na kolejne lata to pamięć o Kazku też jeszcze długo będzie trwała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz